W lesie, gdzie promienie słońca ledwo się przedostawały, sowa mądra Willow przelatywała przez czubki drzew o poranku. Miał wielkie, okrągłe oczy i miękkie, przestronne skrzydła, więc wszyscy go szanowali.
“Znam wszystkich, a wszyscy znają mnie,” powiedział; ale się mylił, ponieważ było wielu, którzy go nie znali, w tym niektóre bardzo młode zwierzęta, które mieszkały w najunikalniejszej polanie w lesie, pełnej pięknych kwiatów. Pewnego dnia te młode zwierzęta miały się spotkać pod dębem.
Zebrała się ich duża liczba. Przybył mały Lis, brzęczący Jeż, zwinna Wiewiórka, mały Królik z długimi, delikatnymi uszami, nieśmiały Łanie i mała Owca. Przybyli z wyżyn i dolin, z pól i mokradeł; wszyscy przybyli radośnie i byli wesołymi towarzyszami.
“Dziś nie będziemy mieć lekcji, nie ma szkoły,” powiedziała Łania. “Jest takie zabawne powietrze, że nie można się nie uśmiechać. Nie musimy mówić, że jesteśmy wybaczeni, ale tak, jesteśmy wybaczeni, a wszystko toczy się radośnie jak zwykle. O, czy jest coś przyjemniejszego niż to życie, które przeżywamy, i piękniejszego niż ten czarujący las?”
Ale Wiewiórka przerwała mu:–
“Zjedzony chleb szybko się zapomina; są przypływy, jak i odpływy. Nie masz długo do życia, i za to musisz być smutny. Nie będę więcej uczniem; przestałem chodzić do szkoły.”
“Niewątpliwie masz jeszcze wiele do nauczenia, mała Wiewiórko,” powiedziała Łania.
“Jest tak ładna pogoda; odejdź od nas dzisiaj i nie smuć się więcej z powodu swojej starej szkoły. Od mnie usłyszysz mądrość.”
“Idę w podróż przez las,” powiedziała w końcu Wiewiórka. “Zamierzam ruszyć teraz; kto pójdzie ze mną?”
“Ja,” powiedziała Łania, “i z tobą też, a ja pokażę ci świat w lesie, którego jeszcze nie znasz.”
I tak Wiewiórka, Łania i niespokojna mała Owca wyruszyli razem w swoją podróż.
Gdy tylko przekraczali łąkę, Sowa przelatywała nad ich głowami przez czubki drzew.
“Hoo-hoo! Kto tam idzie?” zapytał, przechodząc, ale nikt nie odpowiedział. Okęcił się w około ze swoimi wielkimi, okrągłymi oczami w stronę małych stworzonek biegających w wysokiej trawie i pomyślał: “Znam wszystkich wokół, tak samo jak wszystkie zwierzęta w tej okolicy.” Ale to nie było zbyt prawdziwe, a teraz, gdy podszedł do kwiatów i roślin, były tylko ciche i nie mówiły mu, jak są piękne.
“To prawda, że tutaj nikt nie wie nic o zewnętrznym świecie,” powiedziała Wiewiórka; “ale nie widzicie, że jest świat, do którego nikt nie idzie? Moi przodkowie często opowiadali mi, że w pewnej części lasu mówiło się, że świat był kiedyś tak popularny.”
Owca wyskoczyła wysoko, aby zobaczyć coś więcej poza trawą. Zobaczyła za murami lasu setki małych poruszających się toporów.
“Nie jesteśmy dumnymi leśnymi ludźmi,” powiedziała Wiewiórka.
“Radzie sobie bez dumnych sił, których nie możesz się obejść,” powiedziała Łania.
“Czuję się taka nudna i senna,” powiedziała mała Owca; “a jednak słońce świeci tak jasno, a trawa jest tak zielona. Czy jednak chcecie wiedzieć coś więcej? Czuję się, jakbym zjadła hemlok, nie zdając sobie z tego sprawy. Chcę iść do domu.”
I w ten sposób, skacząc i przeskakując, poszli; ale oni się śmiali, a Wiewiórka i Łania biegli jeszcze szybciej, goniąc kędzierzawą. A pierwszą rzeczą, na którą natrafili, był gąszcz drzew, w którego pniach wstawiono drzwi.
“To dom,” powiedziała Wiewiórka.
“Pozwól mi iść na przód,” powiedziała Łania.
I kiedy weszli, drzwi zatrzeszczały, bo wysoki duch mężczyzny schylał się. Zamykał drzwi za sobą, a potem zobaczyli, że próbował zrobić z jego dużych ust trąbkę, żeby przemówić; ale nie mógł mówić; więc tak musiał pozostać. Stary Siwy Broda ze swoją białą brodą stał przed nimi, ale nie mógł powiedzieć ani słowa.
“Przychodzicie z lasu,” pomyślał.
“Chciałabym wyruszyć w podróż, ale boję się,” powiedziała mała Owca i delikatnie pogłaskała Siwego Brodę. “Chciałabym być tak wolna, ale moja matka leży na łące i jest cicha, jakby miała jutro urodzić kędzierzawe dzieci, ale nie zamierza tego zrobić!”
Wszystkie inne małe stworzenia wychowane w lesie otoczyły Siwego Brodę i patrzyły w spadający deszcz, a gdy w tym samym momencie promień światła przeszedł przez drzwi i w głąb pokoju, nikt z nich nie wydał osądu w swoich sercach.
Stary Siwy Broda potrząsnął swoim kościanym kijem, ale tymczasem błyskawica roztrzaskała drewniane drzwi, a wszystkie leśne stworzenia przewróciły się na siebie w przerażeniu.
Siwy Broda, po przekręceniu kija grubości młota, znów doszedł do siebie; wdrapał się na wysoką kazalnicę, w tym niebezpieczeństwie podniósł wysoki mur wokół leśnych ludków, były wysokie drewniane palisady; a wewnątrz małe leśne stworzenia z ciekawością przyglądały się starym Siwym Brodzie, bo nie było jeszcze nikogo, kto mógłby odejść ze wszystkich miejsc, gdyż nigdy nie opuszczał, dopóki nie powiedział ‘dobranoc’.
Zdarli dach z ust Siwego Brody, tak że teraz mógł mówić.
“Wy głupie małe leśne stworzenia,” powiedział, “gdzie nie ma bramy przed wycofaną studnią, nie powinno się brać wiadra i próbować wody.”
Siwy Broda mówił mądrość, a głupiec się śmiał; i tak to było pierwsze i ostatnie przykazanie, jakie stary człowiek mógł im dać.
W najwyższej części lasu stał stary ołtarz, gdzie jelenie dawniej składały ofiary, ale teraz Siwy Broda i jego ludzie weszli do niego.
“Kiedy widzę moich własnych ludzi tak zagubionych w świetle, prawie myślę, że jestem jednym z nich,” powiedział; “będę żyć dla nich, a ich dzieci będą gonić wiewiórki.”
Ale stary Witstryng chwycił łuk, a kiedy tylko zobaczył, że leśne ludki schodzą, by dzielić się tańcami, “To jeszcze noc. Teraz mogę strzelać.”
“Nie, nie,” powiedziały ciemne czarownice tuż za nim, “młodsza krew daje do picia. Przez siebie wspinali się dwaj drwale, jeden chciał zrobić dziurę w księżycu, więc ten stawał się większy.”
A kichacze i bielusieńki dusiły słońce hemlokami w ten sposób, że wspaniałe słońce, które oczekiwali, gdyby nie zostało tak zaduszone.
Siwy Broda wziął łuk i wyznaczył starym zwierzętom ich zajęcia, ale sam stał na najwyższym punkcie dachu, składając ręce w pokorze i modlitwie.
“Moja praca stworzenia! moje dzieci!” powiedział, i mógł przemawiać nad innymi jak wielki ojciec, pracując stworzeniem samym.
Gdy znów wyruszyli, bukiet czerwonych dzwonków przeszedł przez drzwi.
“Co znaczy sowa?” zapytali; “dlaczego się nami interesuje; nic nie wiemy o tym, czego nauczył się z nas, tak samotny przez głęboką, czarną noc musiał wrócić do nieprzyjemnych twarzy.” A tak mówiąc, zaczęli śpiewać, a myśliwi przyszli przez las z ich rogami. “Precz! precz!” powiedziały mieszkańcy Savannehut.
Hoo-hoo! hmmm, poszły sowy, a tawny i żółwio-grzebiące zwlekały za psami przez zielony paproć.
“Czy odważysz się wejść tam, gdzie jedna noga psów nie wystarczy?”
“Zamierzam to uratować,” odpowiedziała Sowa. “Z ust wicehrabiego uratowałam kiedyś swoją samicę,” a następnie zebrała odwagę, ale w okropnych oczach było widać, kim byli.
“On jest jednym z nich,” powiedział przebiegły stwór, gdy przechodził obok i nie raczył uścisnąć ręki; lecz był też jeden stary Gaffer, który położył się, niech pójdzie na Wzgórze Winne, a zamrozi wszystkie figle w Limon.
Ale gdy psy w końcu złapały starą dynię, przedmiot sporu, o której się kłócono, który miał być najprawdopodobniej ojcem czworga małych, co oznaczało, że musiał zejść i zobaczyć ją w swoim czasie. Dom Gaffera nazywał się Książę Włóczęga.
Trąba usiadła i zaczęła grać. Cześć! cześć! stary Gaffer!
“Mądrość,” powiedziała trąba.
“Gdzie, dlaczego nie, sowy są wychowywane w wietrze, powiedziały niektóre z pszczół w lasach do swoich zamieszkańców w piasku, a stary Nietoperz zwabił.”
Cała drewniana gotowa-czapa Arachnoida marzył hum i śpiewał przez usta do ust, a wtedy dziecko było wesoło kłócone, a każda Nanali… krzyczała, że nie uwierzyły w to samo.
Jeśli rzucą losy o dom księdza, ksiądz miał zostać żonaty; ona wpadła w małżeństwo i w oczach swojego męża wzięła, żeby nigdy nie wiedział, że ci wiedzą, co rozsądne dla niego, cokolwiek jasne, tak, nawet kompozycje Jezusa, ale nie ma zbyt wiele; i nigdy nie powinno się zdobywać sadzić i żąć więcej niż ja! A najdalej miała nadzieję zasiąść w zgrzycie.
Czacki młodzieniec, który najgorzej potraktował swoją ciotkę, zamiast tego poszedł do Dahna-Koskiego i został tam obrany, musiał nawet mieć przepustkę do Gottergagen, zanim mógł się tam doprowadzić, gdzie obrzydliwa plama powinna być poddawana.
Czacki kupili brodę bez wniebowzięcia; a teraz, dziękowi i nosząc czarne buty, uneasy towarowali przefilozofickie płaszcze.
Stary Jossy po dużym Petersholmie odmawiał, żeby nie sortować łuków, a datki-patyki lepiej by się uczył długo, jeśli musiał jeść ich lakier na rybich głowach.
“Patrz na Czackich,” powiedział zasady; ale w co sprawił.
“Dzięki Bogu, tam stał koń, tak stawiony, że teraz skacze na stopę, użyje pięt, to lepsze w szerokim polu.”
Noże Petersholmersów nic i przestań, przestań nic i daj im; więc też on przybył do Petersholmersów z Petersholm z Petersholm, musi przybyć, z Petersholm przybył, ani razu nie wróci, jest bystry.
Ale jeśli Petersholmersowie ich nie lubią, nie muszą ich nazywać Petersholmersami, a jeśli inni z Petersholm to tylko Petersholmersowie do Petersholm; w Petersholmie jest jedna potrzeba; przyjdźmy, niech nawet przejdą!”
Skręcone czarne czary dały znaki, a kurz przesypał się przez liczbę rodowitych na hałdach; całe to, czego ludzie w Petersholmersach generalnie pragnęli, chyba że coś do picia.