Latem, w pięknym ogrodzie, wszystkie małe owady brzęczały z radości na myśl, że Cally Gąsienica znów jest żywa i pełna energii. Spała przez całą zimę, zwinięta w kulkę na świeżym liściu, a teraz Cally była szeroko w budziku i mrugała na promienie słońca wpadające przez liście i gałęzie.
„Jak dobrze być żywą, moi przyjaciele!” wołała, wychodząc na poszukiwanie pięknych, świeżych liści mleczanowca, które były jej ulubionym jedzeniem.
„Oto przychodzi!” powiedział stary pan Mrówka. „Teraz usłyszymy jakieś nowości. Jak tam twoi starzy znajomi, motyle, Cally?”
„Przyjaciele motyle!” odpowiedziała Gąsienica. „Och, nie chcę teraz o nich myśleć.”
„Dlaczego nie, proszę?” zapytała mała biedronka. „Są pomalowane w piękne kolory i latają tutaj i tam, gdzie tylko chcą. Nie można pomyśleć o niczym piękniejszym.”
„Ach, ale czy wiesz,” said Cally, „że one też były kiedyś jak ja, małe pełzające gąsienice, bojące się, że zostaną zdmuchnięte? Nigdy nie będę jak te wspaniałe stworzenia.”
„Mam nadzieję, że będziesz. Pomyśl, Cally, o czasie, który będziesz miała tego lata. W skórach z miedzi i tkaniny złotej, z ozdobami i dziadkami na całej sukni; a potem — wyrośniesz tak wysoko i duża, o rany, taka piękna! Cały dzień możesz ucztować na białych stokrotkach i pić rosę, gdy słońce zasypia — pamiętaj o tym — zapamiętam tę piosenkę,” krzyknęła biedronka.
Ale Cally tylko pokręciła głową. „Nie chcę się zmienić, chcę tylko jeść liście mleczanowca,” powiedziała i poszła dalej.
Ale Cally nigdy im nie powiedziała, jak trudne jest ciągłe jedzenie i rośnięcie; jak pragnęła otulić się jedwabnym kokonem i zasnąć, aż obudzi się jako motyl.
„Chcę pozostać taka, jaka jestem!” powiedziała, chociaż tak naprawdę chciała się zmienić.
„Jak głupia jest!” powiedziała biedronka. „Och, nie Cally, nie Cally, ale jej słowa — ach, jak głupie!” powtórzyła.
A wszyscy inni śpiewali, „Głupia, głupia.” Ale poczekaj do następnego lata, poczekaj aż znów zaświeci słońce, a Cally będzie myśleć, że to czas zimowy.
Ale czy to była zimna? Czy słońce miało znów świecić? A dlaczego Cally myślała, że słońce ma się świecić? O nie! To wciąż była zima. Zjadła ostatnie liście mleczanowca, napiła się ostatniej kropli rosy; otoczyła się pięknym kokonem, w którym miała leżeć i myśleć, że cały świat śpi. Nie zostało ani jednego liścia – tak, jeden mały pączek. Porwała dno gałęzi, zgryzła żółte włókna, schowała je blisko pod swoją jedwabną suknią, a potem pączek rozkwitł. To pomogło jej przeżyć trochę dłużej. Cally była ostatnią: gałąź była naga – zimny, przenikliwy wiatr hulał przez gałęzie; śnieg i lód pokryły całą gałąź; a Cally była tak zimna, tak bardzo zimna; nie mogła się przewrócić. Była, jak widzisz, ostatnią.
„Chciałabym jeszcze jedno lato! Teraz to przegapię,” powiedziała Cally. I wtedy zasnęła. „Dobranoc! Dobranoc!” śpiewał wiatr bawiąc się wokół niej; „dobranoc! Dobranoc!” śpiewały wszystkie małe liście i małe płatki śniegu; i tak lato i cała Cally z nim zasnęła.