Pewnej letniej nocy, w części świata, gdzie nie ma lampionów ani świec, tysiące małych świetlików fruwały w tę i z powrotem, od czasu do czasu oświetlając ciemność, jakby ktoś zapalał zapałkę.
„Wierzę,” powiedział mały świetlik, który słuchał, jak dwie lub trzy starsze opowiadały o swoich podróżach – „Wierzę, że wyjdę na świat, aby samemu przekonać się, czy jest tak interesujący, jak mówicie. Kto pójdzie ze mną?“
„Ja pójdę,” powiedział jeden mały świetlik.
„A ja też,” odpowiedział inny.
„Ja nie pójdę,” odezwał się trzeci. „To przyniesie wam tylko kłopoty.”
„Ale ty nawet tego nie spróbowałeś i nie możesz tego powiedzieć,” odpowiedział pierwszy. „Ja na pewno idę.”
„W porządku,” odpowiedział trzeci. „Będziesz tego żałować, kiedy deszcz zacznie padać lub zobaczysz ciemność ciężkich chmur z przodu, które z każdą chwilą grożą wybuchem deszczu.”
Ale pierwsze świetliki nie wróciły, a mimo deszczu, wiatru i ciemnych chmur, trójka, która wyruszyła razem, postanowiła iść dalej i wzajemnie oświetlać sobie drogę.
Trzeci świetlik miał rację: deszcz lał się strumieniami, a oni często walczyli z wiatrem. Ale Iskra, bo tak miała na imię pierwsza świetlika, przewyższała światłem swoich towarzyszy. Powiedziała, że nigdy nie zapomni, jaką pociechą było widzieć ich przyjazne światło świecące za nią, bo z chwilą, gdy się odwracała, oczywiście była znoszona w tył, a w przeciwnym razie nie wiedziałaby, w którą stronę lecieć.
W końcu jednak została tak mocno uderzona w gałązkę, że jej światło całkowicie zgasło. Gdyby nie jej towarzysze, poddałaby się w rozpaczy. Nic nie jest bardziej ponure niż podróżowanie w pojedynkę, gdy leje deszcz, wieje silny wiatr, a nad głowami wiszą tak gęste ciemne chmury, że niemożliwe jest cokolwiek zobaczyć.
„W ten sposób,” powiedziała Iskra, „ileż więcej potrzebne jest, niż myślałam, aby utrzymać na duchu!” „Ale i tak żałuję, że przyszłam,” dodał jeden z jej towarzyszy. „Jeśli uda mi się stąd wyjść, przyczepię się z powrotem do tej długiej łodygi wysokiej trawy, którą minęliśmy i, z ogromną kroplą deszczu na głowie, usiądę i będę huśtać się tam i z powrotem w wietrze i zrezygnuję z podróżowania.”
„Ale nie możemy dostać się na tę łodygę,” powiedziała Iskra. „Już nigdy nie będziemy tak wysoko.” Więc czekali, aż deszcz ustał, a wiatr osłabł, i kiedy flądrowali w ten sposób, nagle zniknęły dwie towarzyski Iskry – nie wiedzieli gdzie. Ale deszcz znów zaczął padać, a jak pech chciał, zaczęło wiać silne wiatry.
„Ojej!” powiedziała Iskra, zapominając o swoich kłopotach we strachu przed utratą towarzyszy; a w momencie, gdy to zrobiła, czarna chmura przeszła jej nad głową i zgasiła jej światło.
„Teraz wszyscy troje mamy zgaszone,” powiedziała Iskra, „nie mogę nic na to poradzić, nie ma nadziei, że kiedykolwiek znów się zobaczymy! Jak będę żałować moich biednych, słabych towarzyszy, którzy trzymają się długich gałązek!“
Właśnie w tym momencie poczuła lekki dotyk na jednym ze swoich skrzydeł i, o! był to jeden z jej towarzyszy, który był tak blisko niej przez cały czas. Miała zamiar krzyknąć, ale powstrzymał ją.
„Cicho! Cicho!” powiedział. „Te chmury są tutaj po coś; idź cicho, bez światła.”
W zaledwie kilka chwil nad ich głowami powstała wielka dziura w chmurach. Towarzysz Iskry, widząc, że są bezpieczni pod dużym, szerokim liściem, powiedział do niej, „Teraz zobaczysz, że jesteśmy lepsi tutaj.”
I rzeczywiście, Iskra prawie wstydziła się, że poddała się rozpaczy, bo dokładnie w momencie, gdy ostatnia chmura pękła nad nimi, zobaczyła małe migoczące światełka wokół, tańczące wesoło w tę i z powrotem.
„O! Teraz widzę,” powiedziała. „Tak, tak, widzę! Czekaliście na nas, żeby oświetlić drogę! Jak pełne i piękne są kolory, i jak bardzo to wszystko jest piękne!”
„Tak, dzięki zielonej trawie poniżej,” powiedział jej towarzysz.
„Teraz,” powiedziała Iskra, „poprowadzę drogę.”
I wyruszyła, oświetlając drogę dla wszystkich małych wróżek deszczu – tak je nazywała aż do tego czasu. Kiedy dotarli na piękne, otwarte miejsce, wszyscy się zatrzymali, migocząc i świecąc, robiąc przy tym wielki hałas; a kiedy Iskra zawołała: „Czy nie cieszycie się, że przyszłam?” odpowiedź przyszła z głośnym hurra!
Tego rodzaju towarzystwo niektórzy wolą; ja natomiast muszę przyznać, że wolę po swojemu.