Tommy i Skarb Tęczy

Pewnego słonecznego letniego poranka, Tommy prowadził swój mały wózek z kozą przez Sunny Meadows na targ. Nagle powiał silny wiatr, a niebo zaciemniły ogromne czarne chmury. Tommy uderzył batem w plecy Nanny Goat, ale ona stała w miejscu, spojrzała na niego i bleknęła, “O, Mistrzu Tommy, nie spiesz się tak, bo chcę zobaczyć, jak szybko burza się skończy.” I zatrzymała się, by skubać kolce wielkiego czteronożnego ostu.

W tym momencie grzmot, błyskawica, huk — i grad zaczynał spadać. Tommy zawrócił i poprowadził, a raczej biegł, Nanny Goat wzdłuż strumienia, który szybko zamienił się w potok, i wjechał do mrocznej i przerażającej jaskini, gdzie miał nadzieję znaleźć schronienie przed deszczem i gradem. Gdy wjechali do jaskini, usłyszał dziwny dźwięk w ciemności, który wydawał się pochodzić z wielkiej odległości. Tommy był bardzo przestraszony; ale jeszcze bardziej przestraszyło go to, że ogromne czarne chmury podążały za nim do jaskini, przewracając się jedna na drugą jak ogromne fale. Więc poprowadził jeszcze głębiej w jaskinię, a Nanny Goat bleknęła coraz żałośniej, pędząc w dół stromej ścieżki tak szybko, że Tommy był pewien, że przewróci się i zrani.

Gdy dotarli daleko w głąb, zobaczyli ostatnie z gradowych kropli i błyskawic na zewnątrz; wciąż jaskinia była ciemna, brudna i dość chłodna. Tommy zaczął myśleć: “Och, czemu zatrzymałem się, by napić wody w strumieniu w drodze tutaj? Gdyby nie to, byłbym na targu w gorącym słońcu zamiast tkwić w tym strasznym miejscu!”

Nagle w jego uszach nie było już grzmotu ani deszczu; hałas zniknął.

“Och, umrę tutaj, och, umrę tutaj!” jęczał Tommy. “Co powie mama, jeśli zostanę zjedzony przez jakiegoś strasznego potwora?” I poddał się, ponieważ myślał, że Nanny Goat, gdyby mogła, to by mu pomogła, bo jak mogłaby, trwając w miejscu i patrząc na niego, było zagadką dla Tommiego.

W tym momencie mała biała wstążka wsunęła się pod nos kozy i odgryzła jeden z wełnistych końców; wtedy usłyszeli uprzejmy głos, który powiedział, “Przepraszam, Pani Kozo, ale nie mogę pozwolić ci znosić okropnej ciemności tej strasznej nory, więc przyniosłem ci miecz świetlny. Tommy jest w porządku, wiem, więc ruszajmy naprzód.” Nanny Goat zatrzymała nos, Tommy wstał, a oni zobaczyli, że mały kakadu siedział na gałęzi ciemnego mchu mniej niż stopę nad brudną podłogą jaskini.

“Pospiesz się,” powiedziała; “zostaniesz odkryty, a wtedy nie będzie żadnego sensu w opowiadaniu, jak uprzejma była Pani Kakadu dla ciebie.” “Och, kim-kim-kim jesteś?” krzyknął Tommy, drżąc od stóp do głów, “i co to wszystko znaczy?” “Nie rób hałasu, proszę. Jestem tu, jak trumna żołnierza, jeśli to chcesz wiedzieć. Teraz pierwszą rzeczą, którą musisz zrobić, to stawić się na moich skrzydłach.”

“Ale masz normy: jak mogę stanąć na twoich skrzydłach?” zapytał Tommy.

“Cicho i rób, co ci się każe,” odpowiedziała papuga, a Tommy zszedł z kozy, zawisł za pierze tuż przy dziobie Pani Kakadu, podtrzymując się nad głową Nanny Goat, i wkrótce znalazł się na skrzydłach ptaka. “Teraz do końca tunelu,” powiedziała kakadu; i szybko poleciała ze swoim ciężarem przez kręte zakręty, aż znalazła się na szczycie wielkiej tęczy, która spoczywała równo na swoich dwóch nogach, jednej na brzegu wielkiego niebieskiego morza, drugiej na najdalszym tle lądu ku zachodzącemu słońcu.

W tym samym czasie, jakby czekała na nich, wyszło słońce z bezkształtnych brył wściekłych chmur i burzowych ptaków, które poprowadziły ich drogą i tunelem w ramiona Pani Kakadu.

Szybko odczepiwszy zabawkę od swojego dzioba, zdjęła Tommy’ego z obroży i przechadzała go tam i z powrotem wśród trzech lub czterech tuzinów kropli deszczu, pozwalając mu zalać ją kojącymi łzami matki, która zaledwie tego poranka powiedziała mu, że jeśli chłopcy będą grzeczni i nie będą mieli drgawek, znów nauczą się tego zachowania płaczu.

Papuga i tęcza unosiły się przez kilka minut w pięknej pogodzie. Potem Tęcza powiedziała, “Czy możesz wskazać nam drogę na brzeg krainy żyjących?”

“Mogę,” powiedziała Pani Kakadu. “Chodź, Tommy. A ty również, Nanny Goat. Idziemy wesoło, ‘Annie, Annie, wszystkie świeczniki kościoła!’ cały dzień przyjemności—szczególnie dla ciebie, Tommy.” I tak mówiąc, odleciały dwa ptaki oraz Tommy i jego koza przez lasy i pola tam, gdzie lśniący piasek stawał się coraz bardziej lśniący, a morze rosło coraz większe i bardziej niebieskie, aż nie było już nadziei, że stanie się to dźwięczne w gorący dzień przez następne pokolenie.

“Teraz wprowadź swoją kozę do łódki, a potem podążaj, chłopcze. Ale będzie wskazane i miłe z twojej strony, pamiętaj, by nie zapomnieć o mnie.” I Pani Kakadu usadowiła się na szczycie pergoli.

“Teraz, klaunie, klaunie, i ogrodowa gleba,” zaćwierkał gęś z wierzchołka klifu powyżej, gdzie morze uformowało romantyczny przylądek. I tak mała łódka poruszała się na szczycie pływu, jak kawałek światła.

Tommy musiał spędzić cały ten dzień bez kęsa jedzenia. Przemierzali tak ogromne odległości, pod tak palącym słońcem, że przemoknął do suchej nitki od trudów obsługi; również, jak przyszłość, za pomocą nieobowiązkowym, sumieniem, i dobrym długim praktycznym doświadczeniem w szkoleniu chłopców, psów i ptaków o ciasteczkach, które z pewnością uczyniły go śpiącym i napotykającym złe rzeczy.

W końcu na brzegu małej brazylijskiej wyspy ich mała łódka osiadła na dnie i stała się przystanią, z której chłopiec mógł wyskoczyć na brzeg z siostrą kozy na ramieniu.

W tym momencie Pani Kakadu przesiadła się przy patchu trzcinowym, w pobliżu maleńkiej, surowo rogowej i kapturowej kapliczki palmowej. “Stój jak jesteś, przez kilka minut, Tommy,” powiedziała, “dopóki nie załatwię swoich spraw.” “Tommy” jest tylko okropnym błędnym wyrazem, co to znaczy i jaki ma sens, nie podam. To jednak oznacza osobę starszą lub dziecko i, ponieważ T. jest jednym lub drugim, co to jest, jeśli nie tom-kleszcz, aż wyschnie? Małe, antyseptyczne krzywe, czarne koraliki zrywały kapustę kaplicy, wielkości pomnika i tak praktyczne jak naparstek; z którymi w jednej ręce, z woskiem pszczelim z innych palm dryfującym w szczelinie między szparami w inne palce, czekało dopóki okropnie blisko świeżutkiego zajęcia na aktywnej lewicy nowe palmowe warzywa. Jeszcze jedna minuta, podczas której Pani Kakadu szarpała i skakała przy najbardziej czarnych wzniesieniach usypywanych po obu stronach prawie prostej linii słońca, i była trzęsąca się cała, jak klamka do drzwi, żeby dać beznadziejne odwrócenie.

“Czas!” I rzeczywiście ptak zdziwionym przywrócił. “Jutro rano w rosy pójdę przejść wśród śmiertelnych oczu. Przekładaj swoje miejskie życie, Tommy, to przypomnienie. Dlaczego boję się potykać o orły z łóżka i smażyć niezrównanego rodzaju na śniadanie, jak to robią Ibrahimici, i zwracam się, jak mówiłem przedtem; do licha! Co za diabelski Plemnik Ciała, przez pół godziny!”

I w tym momencie zaczęły płynąć przypływy, małymi krokami. W półśnie zielona gęś wyjęła szpilkę z najwyższej głowy, by zaopatrzyć chłopaków wcześniej w studiowaniu robaków na głowach ich namiotów lub w co tam są hałasa. Potem, robiąc się coraz chudsza i pucołowata, she ftsanipped kawałek deski i wsunęła ją na podłogę. Bo deski to nie drewno, ani drewno to nie dom, ani dom to nie kuchnia, czy to kobiety, czy porządnej do pracy z tobą, cokolwiek dobrego, życie przez całą długość…

English 中文简体 中文繁體 Français Italiano 日本語 한국인 Polski Русский แบบไทย