W głębokim lesie, gdzie drzewa stały wysoko, delikatne opady śniegu zaczęły spadać na ziemię. Las otuliła cisza, a chłód w powietrzu przyniósł przejrzystość dźwięków. Ptaki, z piórami rozłożonymi ciasno, wesoło ćwierkały na widok nadchodzącej zimy. Lecz pod zbiorem krzaków siedziała Fiona, lisica, smutno spoglądając na świat.
Fiona nie była zwykłą lisicą; była niezwykłą białą lisicą. Większość lisów cieszy się, nosząc intensywnie kolorowe pomarańczowe lub szare futra z bujnymi czarnymi końcówkami, idealnymi do wtopienia się w tło i skradania się przez zarośla. Niestety, lśniące białe futro Fiony czyniło ją widoczną na szarej zimowej scenerii. Czuła się tak inna od swoich brązowych i szarych braci i sióstr z rodziny lisów. Zwłaszcza teraz, gdy większość z nich schowała się w swoich ciepłych norach, zostawiając ją na wędrówki po lesie w samotności.
„Ale naturalnie zakładałam, że chodziłaś tak długo i bawiłaś się tak intensywnie, że zmęczyłaś się i jesteś zbyt śpiąca, by odprowadzić mnie do domu,” odpowiedziała pani Martin.
„Cóż, prawdę mówiąc, czułam się trochę senna; ale i tak nie chciałabym przegapić przyjemności twojego towarzystwa pod żadnym względem, a z radością pójdę do Dumnych Zamku z tobą. Widzisz, nie boję się szarej gęsi i jej towarzystwa,” dodała Fiona, uśmiechając się, „teraz, gdy śnieg pokrył ziemię.”
Jednak pani Martin pokręciła głową i szeroko otworzyła oczy ze zdziwienia. „Na pewno, gdzie masz rozum?” zawołała. „Czy naprawdę zamierzasz wejść w to samotne miejsce, gdzie ludzie tak bardzo się sobie podziwiają? Co do szarej gęsi i jej dumnych córek, nigdy ci tego nie wybaczą, że pozostawisz je w cieniu, co nie sposób uniknąć. Są dumne ze swoich pięknych kształtów i dworskich manier. Nie zachowuj się jak Sir Francis, droga Fiono. Naprawdę, nie poszłabym tam po zachodzie słońca, gdybym była na twoim miejscu,” powtórzyła pani Martin.
„Jaką krzywdę może wyrządzić zobaczenie, jak żyją?” powiedziała Fiona, która była trochę ciekawa, czy w domu są równie dumne i wymagające, jak na zewnątrz.
Zanim jej przyjaciółka nawet skręciła w pierwszy zakręt z nią, Fiona udała się w stronę Dumnych Zamku. Śnieg leżał gładko i biało na ziemi; uczta, którą zorganizowały psotne elfy, była starannie rozłożona na śniegu, a jedynym znakiem psot było to, że śnieg szybko zmiękł pod wpływem ciepłej pary z bogatego mięsa. Szara gęś i jej urocze młode panie właśnie podnosiły swoje spódnice i lądowały na ziemi.
„Dziękuję, dobry albatrosie z Grenlandii, wolałabym przyjąć towarzystwo sama, niż zapraszać kogoś z zewnątrz, kto przerwie naszą imprezę,” grzecznie odmówiła gęś Francuzka.
Pani Martin dobrze wiedziała, że jeśli pani Francja lub któraś z jej córek leciałyby same lub tylko z jedną z sióstr, szybko by się to dla nich źle skończyło; a nazywając ją „albatroskiem z Grenlandii”, ponieważ sądziła, że jej gość pochodzi z nieznanych regionów ziemi, było to niewątpliwie bardzo dobre posunięcie, aby zastraszyć szarą gęś.
„Z pewnością albatros z Grenlandii jest bardzo dziwnym ptakiem,” powiedziała, uśmiechając się lekko do siebie; a wzruszając ramionami, leciała w stronę przytulnego, ciepłego gniazda dzikich kaczek nad jeziorem.
„To naprawdę nie ma sensu,” pomyślała; „z każdym dniem unosi się coraz wyżej ponad chmury.”
W tym czasie duża rodzinna grupa chodziła wzdłuż wielkiej sali; długi stół między ciemnozieloną, filcową tkaniną a migoczącymi małymi światełkami, zwisającymi z koron i kiści piór, był równie daleko nad nimi jak niebo nad tą ziemią, a wokół wielkiej lampy z lintela, błyszczące metalowe kule, które zwisały, migotały jak mnóstwo luster, trochę myliły, gdy patrzyło się prosto na nie. Tak więc szara gęś i jej córki chodziły w tę i z powrotem, najmłodsza i najładniejsza wyglądała tu, a najstarsza tam, badając każdy kawałek. Były jedynymi ptakami na całym świecie, które śmiały tak postępować; a gęsia matka opowiadała córkom, jak co Boże Narodzenie i Nowy Rok przez ostatnie piętnaście lat odwiedzający byli zaskoczeni widząc je krążące po sali w ten sposób.
Oczywiście łabędzie, dzikie gęsi, wszystkie oporne gatunki, puszyste gołębie, zimorodki z oddzielnych królestw w lesie i nad jeziorem prawdopodobnie miały podobne wrażenie, ale to było jedno z tych małych drobiazgów, które czynią życie przyjemnym i przyjemnym.
Najmłodsza i najładniejsza, której nadano imię Piękna-biała, wykonywała niezwykłe sztuczki dla zabawy, gdy nagle nadstawiła uszy i wyciągnęła szyję. „Przychodzi lis!” zakwakała.
Ale to była tylko duża zasp śniegu, którą niektóre z ziemistych, dymnych, szaro-czarnych chmur, które uniosły się z Morza Północnego, zdołały wcisnąć i wyrzeźbić w zaokrąglony kształt.
„Zobacz, jak szybko płatki śniegu spadają z jej ogona i pleców, i jak przebiegle się uśmiecha, robiąc to! Nigdy nie dotrze do naszego mieszkania,” zawołała szara gęś, kiwając głową. „Tak, mimo to, powinniśmy wybaczyć nawet naszym wrogom ich wady. Gdy się tu leży przez kilka wieków w pobożne niedziele i wieczory świąteczne, wtedy dostrzega się dobrą stronę ludzi. Nikt nie zaprzecza zaletom pięknej sylwetki, ale—jeszcze więcej, i jeszcze więcej; a my staramy się, jak tylko możemy, zapomnieć o innych wadach.”
Ale Śnieżny Lis trzymał głowę w bok i wyglądał na dość przygnębionego. Zbliżała się coraz bliżej, zaglądając między migoczącymi małymi gwiazdami. Postawiła łapę na stopniu schodów; przestała się uśmiechać i miała zamiar otworzyć drzwi; małe rygielki nie trafiły w jej rękę, bo były delikatnie uformowane i wykończone gorącym żelazem.
„Proszę, wyjdź szybko,” zakwakała gęś; ale już zerwała wióry zwisające z rogu każdego panelu do podłogi. Wyjdź i pokieruj nas, jeśli to możliwe, na kogokolwiek, kto spadł z ciała duńskiego króla Knuta, z jego beczki wina podczas żeglugi, która regularnie przybywała na ląd tutaj. Dania całkowicie zatonie po raz pierwszy. Czyż to nie byłoby zaskoczeniem, myślisz? Przyjdź jak najszybciej, twoja pomoc jest pilnie potrzebna.”
„O jakże nudne!” powiedziała Fiona. Przeglądała stronę z minutami i nie otworzyła ust, ani na trzy uderzenia na piersi, ani na Północne Światła, pojawiające się w tak dziwny sposób. Następnego dnia przegryzła jedną z wielkich łuków i mały lód, który się tam pojawił; i dlatego podróżowali tak powoli i uciążliwie za drugim razem, szczególnie przez łąkę.
„Naprawdę nie myślałam, że to się naprawi. Możesz opróżnić tę małą łódź sam; to by cię zupełnie oczyściło,” powiedziała.
„Mais, de par le diable, ets vole ruby—gdzie jest rubin, Madame?” krzyknęła Żółw, wydając najniższy chrapliwy dźwięk, gdy wyczytała, co Fiona zanotowała w złym francuskim języku; „rubin, Madame, gdyby wasza dostojność chciała wkrótce poświęcić pięć kaponów z nimi!”
I swoim pazurem wyciągnęła krawędź komety od płonących widzów, które nieszczęśliwe słonie nosiły do łóżka jakieś siedemdziesiąt tysięcy lat temu! „A te’ magnifique, Madame; wypalił to dziurę w naszych rzeczach, gdy go dostaliśmy.”
„Wygląda pięknie na moją czapkę myśliwską,” odpowiedziała praktycznie Fiona.
Ale ty i ja mamy inny gust i nie sądzimy, że myśliwskie czapki z polerowanej mosiądzu wyglądają akceptowalnie ładnie. Verwaltung.