Na dnie rozległego niebieskiego oceanu, gdzie promienie słońca tańczyły w wodzie, by pocałować piaszczyste dno morza, mieszkała ekscentryczna rozgwiazda o imieniu Sammy. Z pięcioma ramionami promieniującymi z jasnego ciała, Sam wyglądał jak niezliczone inne rozgwiazdy swojego gatunku—z jednym wyjątkiem: wierzył, że ma głos jak ptak! Każde kolorowe dni w kolorowej rafie koralowej próbował śpiewać, jego głos wzlatywał i opadał jak delfiny w zabawie. Niestety, nikt nie był w pobliżu, by go usłyszeć.
Pewnego słonecznego poranka, najlepsza przyjaciółka Sammy’ego, przyjazna foka imieniem Sheila, wystawiła głowę nad wodę i zawołała: „Hej Sam! Co próbujesz robić? Śpiewać dla wieloryba?”
„O, Sheila! Musisz posłuchać mojego wspaniałego głosu,” nalegał Sammy. „Nie wiem jak, ale urodziłem się, aby bawić i zachwycać mieszkańców głębin. Muszę tylko znaleźć audytorium, które doceni mój cudowny talent!”
„Fajnie, ale muszę teraz płynąć,” odpowiedziała Sheila, przewracając oczami z niedowierzaniem. „Mogę pomyśleć o lepszych rzeczach niż słuchanie, jak śpiewasz!” Z poklepaniem płetwą, zanurzyła się pod fale, zostawiając Sammy’ego z uczuciem opadania serca.
Każdego dnia wyprawiał się, machając ramionami rozgwiazdy, próbując skomponować piosenki piękniejsze niż koralowce, bardziej melodyjne niż ławica ryb śpiewających razem. Każdego ranka znajdował nowe miejsce w rafie, gdzie myślał, że zdoła zebrać publiczność. Najpierw spróbował na scenie pod odbiciem promieni słońca, ale gdy tylko zaczął śpiewać, Heppy, krab pustelnik, przewrócił muszlę na głowie, grzmocząc „Zamknij się!” i odszedł.
Potem Sam przeniósł się do groty oświetlonej blaskiem księżyca, ale gdy otworzył usta, by puścić strumień pieśni, belka światła przesuwająca się po wodzie obudziła starą Mamusię Ośmiornicę, która spojrzała na niego groźnie i syknęła: „Nie bądź głupkiem! Chcesz przyciągnąć wszystkich rybaków z oceanu w ich łodziach? Migoczące światła wędkarskich prętów oślepią mnie, aż staną się hakami, a moje dzieciaki zostaną złapane w sieć! Odejdź, Rozgwiazdo, odejdź, zanim małe ryby cię usłyszą i przyjdą tłumnie, by znaleźć lepsze miejsce do słuchania. Odejdź!”
To przełamało struny Sammy’ego serca jak żadna inna odpowiedź. „Wszyscy mnie nienawidzą,” szlochał. „Nie mam przyjaciół.”
Jednak w chwilę później, gdy słuchał przez swój smutek, pojawiła się myśl: „Nie będę śpiewał tylko dla przyjaciół. Nie; każdy w głębinach jest moim przyjacielem, jeśli tylko by to wiedział. Będę śpiewać dla wszystkich—nawet dla niewidomych ryb, bo oni też mogą usłyszeć, a małe morskie stworzenia mogą przekazać słowo swoim starszym i rozmyślać nad tym, co zaśpiewałem. Będę śpiewać z miłości do tych, którzy kochają śpiewać. Mają tak samo prawo do tego, by piosenki bulgotały w ich uszach, jak ja miałem prawo do głosu: więc do dzieła, Sammy! Raz, dwa, trzy! Teraz!”
Chciwa Georgette, stara rynkowa ryba, zbliżyła się, by bezczelnie poprosić o coś z nieco żywszą akcją, gdy usłyszała niezwykły głos płynący do niej z koralowych skał. To była ballada o oceanie—tak słodka piosenka o kuzynach ryb i braciach morza, o niewierzących małych wielorybach oraz pragnieniu, aby nie mieć krótkowzrocznych oczu zwróconych do widzów i nie mieć kwiatów na szyi, by móc przed nimi dumnie chadzać.
Nigdy te głupie stare ryby nie słyszały nic tak miłego, ani towarzystwo płetw i wron, które zjawili się, by słuchać. To było właśnie dla nich! Krótkie i lśniące, teraz smutne i miękkie, potem szczerzące się i drogie; nie mogły powstrzymać się od machania ogonami w rytm. Wszyscy zgodzili się, że nigdy nie słyszeli nikogo śpiewać tak słodko ani tak długo; nawet sam Sammy był zaskoczony, odkrywając, że mógł śpiewać w nieskończoność, napinając swoje gardło.
Ale Sammy nie mógł śpiewać wiecznie! Ku swojemu przerażeniu, odkrył, że wszyscy jego słuchacze oglądali się nad swoje barki ku rafie, zamiast w jego stronę, tak jakby w ogóle tam nie był. I mieli ku temu powód! Bo zaraz po tym, jak jego koncert się rozpoczął, nagle rozległ się dźwięk bębniścia odległej armaty, a woda stała się niespokojna i czerwona na tak dużej powierzchni, jak tylko mogła sięgać, gdy niepokojąca burza zbliżała się coraz bardziej.
W instynktownej wiedzy, że te ogromne fale niosą wiadomość przerażającą dla wszystkich bliskich zewnętrznej rafy, Neptuna, bogini morza siedząca na swoich tysiącach koralowych tronów, chwyciła Sammy’ego w ramiona i przycisnęła go do serca, podczas gdy łzy z jej twarzy spadały na niego jak ciepły deszcz.
„Nie płacz, nie płacz, Madame,” krzyknął. „Muszę teraz śpiewać! Mam ich wszystkich nastawionych, aby nie słyszeć twoich gromkich dźwięków ani nie widzieć nieszczęść nad sobą! Po prostu daj mi miejsce blisko zewnętrznej strony, a będę śpiewać, aż moje gardło pęknie!”
„Nie możesz mieć obu tych rzeczy, mój synu,” odpowiedziała Neptuna.
„Ale mogę spróbować,” błagał Sammy: więc częściowo ustąpiła, odwracając się i delikatnie go puszczając.
Następnie, przykrywając hałas fal swoim głosem, Sammy zajął swoje stanowisko, wylewając na świat radość ryb i radość życia.
W międzyczasie, daleko poza szumem, przyjaciele wszelkiego rodzaju, zmierzający, by usłyszeć jego śpiew, byli niesieni czarną masą z boku, jak króliki w torbie. Przypadkowo trafił wielki żółw, ten drobny i gibki stwór, próbując dotrzeć do swojego hotelu przed deszczem. Biedny, drogi dziecko! Zdołał usłyszeć Sammy’ego z innymi, bo był zupełnie nieszkodliwy.
Jęki i współczujące dźwięki zaczęły być słyszalne z jego ogromnych wnętrzności, gdy Ussoddy wznosił lament nad swoją życiową historią: „Powolutku, wzdłuż nadmorskich dzikich lasów, które okrążają wyspy jednym zamachem, w krótkim czasie wzbijają się w powietrze i w głębiny rzucają opuszczone ryby, kraby, żółwie i każdym dziwnym potworem głębin.” Sammy podzielił swoją publiczność.
„Tak, to my. On mówi o nas! Robi z nas martwych, niech go przeklęć!” wychrumkała stara Georgette.
„On mówi prawdę,” powiedział Sammy, nie przerywając. „To jest trudność, kuzynko Georgette. Nie możesz bardzo dobrze zrobić kłamstwa prawdziwym.” Następnie, aby zapobiec ich wspólnemu skakaniu ze statku, rozpoczął wielkie wersy, opowiadając olbrzymie historie o marzeniach w oczach przechodnich sklepów rybnych.
„Sammy, tak słodko śpiewasz, powinniśmy cię zabrać!” syknął Ussoddy, szarpiąc za końce lin. Ale Sammy śpiewał dalej. „To, że nie potrafisz pływać, mój szczególnie użyteczny przyjacielu, pomyślałem, jest skromny sposób, aby to ująć. Teraz zostaw mnie samego.”
Ale Georgette, wyjąc z całej siły, jakby próbując zagłuszyć zgiełk własnych piosenek Sammy’ego, wykrzyczała historię swoich krzywd, na co makrele skoczyły na nogi z radości, rzuciły się na nią i wprowadziły straszliwe zamieszanie. Biedna stara kuzynka Georgette upadła prosto do torby Sammy’ego, głęboko pod wodą, zostawiając silny zapach pieprzu; ale tam była bezpieczna przed burzami i wrakami.
Neptuna przylgnęła blisko swojego zmagającego się dziecka, blisko wiatru w zakątku, w którym wcześniej wybił dosyć dużą rotundę. To tylko ogromna fala przechodząca przez rafę, wydająca się na zewnątrz nie większa niż do poziomu ust, ale z olbrzymim wałem czyszczącym ją raz na minutę. Pożary burz, które cofały się dookoła świata, uczyniły z tego wzburzone morze, ale Sammy wzbogacony śpiewał dalej.
W końcu, po nieco długich przerwach, które osłabiły straszną wojnę wód przez godzinę, a złamane potwierdzenia pokoju przyjęły obie strony przez dobre dwie godziny, hałas wydawał się umierać bardziej do snu niż śmierci, ale wciąż skrywał piaskowcowe skały przy morskiej bramie Czterech Aksi. Stopniowo słońce ratowało swoją twarz i patrzyło na nich wracających z burzy: „Byłem tutaj o dwie godziny za wcześnie, moi przyjaciele!” wszystko było tak pięknie nielogiczne.
Wtedy nadzięły się niezdarne fale przypływowe, wiecznie pragnące wydostać się. Każdego dnia, gdy każda nowa fala schylała się, wyciągając szyję w stronę raf, śpiewała piosenkę Sammy’ego, podczas gdy piosenka Sammy’ego—
potwierdzała falowanie i szarpanie, które otulały aleje koralowe, aż kuliły się w sposób ludzki, bezpiecznie osłaniając płonący jeszcze wewnątrz dalekiej fali poniżej każdej z fal, jakby śpiewali, kołysząc się, walcząc! Ale w miarę jak zwłoka muzyki rosła, daleki śpiew Sammy’ego tracił wiele ze swojego blasku—List od starego Uleu do jego rybnych krewnych w górę strumienia, błagających ich, by przyszli masowo przed następnym cyklonem, który prawdopodobnie zdziesiątkuje ich pobratymców, mógłby wyrazić tyle, co honory i radości starych czasów i wyłupić biednemu małemu Samowi wiele oczu.
„Pewnego dnia wkrótce postawię to samo pytanie tobie!” syknęła Matastu, wielokrotnie zatrzymując się, by posypać sól na to, co było tylko małą grupką pod kopcem Sammy’ego.
„Mogłabyś być równie dobrym śpiewakiem, stara dziewczyno!” warknęła Georgette.
„Zatrzymaj się na chwilę, kuzynko Georgette. Ktoś teraz nadchodzi, przy tym samym starym, ponurym wejściu.” A gdy mówił, ogromny krab lądowy zbliżył się do nich.
„Chodź tu, morskie przełożone! w imieniu wszystkich mari-tornów i ich działa!”
„Po co?” wykrzyknął Sammy, zmagając się, żeby zejść zinych cięciwych do miejsca, gdzie wszyscy się zgromadzili jak ryby przy stole.
„Tak, zrobiłem!” zapytał.
„Jeśli,” powiedział Sammy, „ty sam przyszedłeś smucić wszystkich ludzi od tych, dla których najlepsza praktyka chirurga może być poszukiwana, wszystkie ritis feistah powinny sweeji-corma-wit z wami, ponieważ ja porzucam swoją okropną piosenkę pyralilisy, w takim przypadku jestem zadowolony; twój własny prezydent może krzyczeć i ryczeć bez końca, będzie musiał się zatrzymać przynajmniej, za siebie, tak jak teraz to robię, Sam, by dać ci to imię, chyba że jesteś pijany.”
Ale wujek grymasił w okrągłym starym kolorze. Więc Sammy, nie mogąc kontynuować jubilee, powierzył swoje obawy Georgette w samej południowej dzielnicy.
Georgette nie miała silnego charakteru. Mijały godziny, podczas gdy Neptuna starała się rozproszyć to, co było prawie samotnością, krusząc szkolny kamień, tworząc magnetyczną kulkę, która wyryła się w gotowości do użycia z proszkiem „stężałym”, gdzie, jeśli wygoda się zwiększa, powinna zrobić o wiele więcej dzieci niż dla których miało to być przeznaczone, wszystkie w tę pierwszą noc.
„Dotarliśmy teraz, diament wycięty diamentem!” powiedział Ussoddy, upuszczając ogniste tony ze swoich dotyków i dając znać Pani Neptunie, by przedłużała sezony wrzącej wody. Stopniowo wszyscy zebrali się wokół Sammy’ego jak manekinowy regiment, podczas gdy Neptuna uderzyła ponownie w niewielką deskę na wschód na strumieniową stację. Następnie, Sam stając przed dwunastoma żywymi rodzajami, od ryb do mięsa, które natura wyraziła, stanął przed czterema błotnymi Barbalonim i podobnymi Czarnymi Kapeluszami, tak bezradnymi w ludzkich strojach, czekając.
„AVE! ATSH MATE CO TERAZ?”
„SEESING MARTWY CIĘŻAR CZY WIDZISZ? ZADZWON NA MÓJ CZWIERĆWOŚĆJEŻE JAK NIE WIESZ? KNALL POTEM W DZWONIA W SIEBIE CIOCIUSZKI BĘDĘ BEZPOŚREDNIO DZIECKA!”
Sammy, z głosem pękającym z niepokoju, mając nadzieję złapać starego Casimike’a, swojego podziwiającego ojca, który pośredniczył w ichpochylczeniu w kryptę hybły, grał swobodnie inne języki, wręcz nieśmiały, by mówić do ludzi!
„NUTTIN ARIN TY CIĘŻKA ZUPEŁNIE! und schub dein Arm aus, huh?”
Dający mu srebrny łokieć w sposób odpowiedzi. Gdy łódź przybiła do brzegu w Corindze, Sammy uwolnił się od wszystkiego i zanurkował pod wodą, skąd zdobędzie quoitas przed ludźmi! Gdy otworzyli swoje paczki, każda ludzka nerw w skórze skakała w jej pokrywie! Ale Sammy, śpiewając w mroku, robił delikatne przerwy, na które każdy jeszcze tylko brudny trans ludzkiego cierpienia na tej przeklętej planecie tej nocy znalazł ceremoniał herbaty i całe mnóstwo konfliktujących modlitw, wśród których parzył nad gęstością każdego nabrzmiałego.
Jule i Mały Pete wydostali się z pływającej stacji w jednym wieku maski, Sammy tak wzburzony wokół.
„Das vox vokvern eins zwee Guten morgen inzwischen!”
I wszystko nasze kłopoty jest dostępne do pracy, „Co się stało z Małym Pete’m, Sammy? Przemieniają młyn dwa razy w tygodniu bardzo szybko, by zdobyć wiele powiedzeń, czarny mały zakątek tam, Mały Pete. Biedny zakątek, powinieneś go tu widzieć, tylko Greenur myśli, jeśli to zmiana na czernie;”
Ussoddy, by ubrać lustro sięgające naszych wczesnych zabójstw, bez ceremonii pchnął nas wszystkich na dno swojego najbardziej okropnego kotła. O czwartej wtorku, następne obowiązku i pisania do Un-horrified wewnątrz gotującymi z nami; po pracy, co było tylko chłodne, to wszystko. Zjednoczeni Cooper E-each tydzień, proszę książkę, czterdzieści osiem kolejnych trwalszych i biegów, przyjaźń i żelazo napisane, wydane dla naszych dzierżawców, nie завтра нс опрётゐ. Nasze długi muszą więc wybuchnąć na pełnych obrotach, bo grzeczne chudzi wszystkie wiążą się ze względu, jak każde z nich codziennie!
Mówiąc za nas wszystkich przez dwie godziny, dopóki nie zdecyduje. Może być dobrze spać tuzin mówiąc, trudne niezgodnie. Wszystkie grzeczne prośby dżużne, jak chcesz.
„Biedne kraby! czy nie możecie przychodzić cicho, gdy w ciele dla Profesika.”
„Nie! ach człowieku najlżejszy! to najokropniejszy jeden krok, który zerwał wyciąg stając, w które w nienawidzę zatrułem!”
„Nie podoba mi się krabowe w kuchni na kolację i powidła przy tym wszystkim!” krzyczał Saint Peter, z tym, co było możliwe, najlichszy.
„Whale miałoby cię!” zawołała tuba bezgłowa, wlewając nas w wodę; „Czy woda została wylaną, aby rozlać na ciebie?”
„Albo, my musimy się wspinać, nie marnując trudu pływać za to, yawl!”
Saint Ken-Adrian przepłynął w drużynie na swoje ramiona.
Wtedy, w swoim własnym sensie kraby postępowały z młodymi mocno w siedzeniu nad samymi sobą teraz (obejmując wszystko od zupełnie na kup).
KONIEC