Dawno, dawno temu żyła sobie przyjazna żyrafa o imieniu Gerry. Był wysoki, nawet jak na żyrafę, a jego szyja i nogi zdawały się być tak długie, jak to tylko możliwe. Lubił spacerować po otwartej przestrzeni i uwielbiał rozmawiać z innymi zwierzętami. Gerry był wielką pomocą dla swoich przyjaciół, ponieważ mógł dosięgnąć gałęzi z liśćmi, a często wołały go inne zwierzęta, które nie mogły dotrzymać mu kroku podczas długich spacerów.
„Oto nasz dobry przyjaciel Gerry!” zawołała pewnego dnia Wróbel Jenny, gdy przeszedł przez las. „Kto teraz przeniesie mnie przez kałużę? Po prostu nie mogę przejść, a moje palce są takie mokre i zimne. Ale oto przychodzi jego Wysokość, lew. Może mi pomoże.”
Jednak lew był w złym humorze, ponieważ wiedział, że jego kuzyn, żyrafa, czasami się z niego śmieje. Więc tylko zaryczał i znowu położył się w słońcu.
„Widzę, że mój kuzyn ci nie pomoże,” zauważył stary Żółwiak, żółw. „Czy chcesz, żebym cię przeniósł?”
„O nie, w żadnym wypadku! Jesteś zdecydowanie zbyt ciężki,” zawołała Jenny. „Gdyby tylko grzeczny Gerard goryl był tutaj, szybko by mi pomógł, ale on mieszka w Dolinie Googly Goo Gaa, daleko za lasem, a to taka długa droga.”
W tym momencie Gerry zwrócił się w stronę lasu.
„Idę po niego,” zawołał. „Nie martw się. Patrz, jak idę. A może, Jenny, zbierzesz kilka patyków i kamieni, aby go przytrzymać. Zawsze myślę, że kiedy jest podekscytowany, tak się kołysze, że jego mózg prawie wyskakuje mu z ust. Pewna jesteś, że wszystko w porządku i masz tyle radości, ile tylko możesz?”
I wkrótce zniknął w oddali z huśtającymi krokami.
„Jak on musi być nieśmiały!” zawołała Wróbel Jenny, bo pożegnali się, nie oferując jej nawet łapki ani nogi do uścisku.
Tymczasem Gerry kroczył naprzód, gdy nagle wydarzyło się coś cudownego. Nagle, z błyskotliwym, trzeszczącym dźwiękiem, setki małych światełek pojawiły się przed nim i oświetliły drzewa wokół, tak że wydawało się, iż wszystkie gwiazdy nieba zbiegły się razem nad starym lasem, aby lśnić. Wielki tęczowy most z najczystszego szkła wyrósł z ziemi, a błyszczący w niezliczonych kolorach rozciągał się aż po horyzont i poza zasięg wzroku.
Po drugiej stronie mostu stał jego kuzyn, Gerard goryl, z płonącymi oczami i wołając jak szaleniec: „Jestem tutaj! jestem tutaj!” Skoczył na duży kamień, znowu się schował, grzmiał jak dalekie grzmoty i zapraszał żyrafę w najprzyjaźniejszy sposób, by przekroczyła most.
„Nie tędy droga,” zawołał poważnie Gerry, „bo droga z pewnością jest bardzo daleko po drugiej stronie. O czym marzyłeś? Obudź się, kuzynie.”
Ale Gerard dalej skakał i chował się, prowokując Gerry’ego do przyjścia. W końcu żyrafa się zdenerwowała i zaryczała: „Bądź cicho przez chwilę. Poczekaj, aż powiem, że nie mogę. Twój mózg ciągle się kołysze, gdy tylko idziesz, a chcesz mnie przenieść przez taki most, jakiego nigdy wcześniej nie widziałem. Kłamiesz, kuzynie! Żegnam. Nie podejmę się tej męczącej podróży jeszcze raz, aby zobaczyć, jak twój mózg się roztrzaskuje.”
Wtedy Gerard usiadł w rozpaczy.
„Nie musiałeś tyle mówić, Gerry,” zawołał łkając. „Co ze mną będzie? Nie tą drogą, mówisz. To jaką inną drogą mam przejść? Popatrz. Proszę, bądź tak dobry i powiedz mi, jak znaleźć tę drogę.”
„Cóż, kuzynie,” odpowiedziała żyrafa delikatnie, „jeśli tak mówisz, obiecuję ci, że powiem ci o innej drodze.”
„Dziękuję, drogi kuzynie,” wyjąkał Gerard przez łzy. „Wtedy będę się zachowywał lepiej.”
„Będę to ćwiczył codziennie,” powiedział Gerry, „i za każdym razem wspieram twój mózg.”
A potem żyrafa poszła w stronę rzeki i goryla. Tutaj nie znalazł swojego przyjaciela, ale z radością oczekiwał na jego przybycie, ponieważ wszyscy wokół wydawali się być w radosnym humorze. Tylko mała dziewczynka, która odchwaszczała płot dokładnie naprzeciwko, nie mogła się rozweselić. Nastąpił moment poważności, odwróciła się plecami, a za nią podążyła cała młodzież, która nie miała nic innego, tylko ją naśladować, a następnie zwiększyła ogrodzenie wsi przez dziesięć lat, ponieważ nie mogła znaleźć niczego innego do zrobienia. Gerry delikatnie uciskał ścieżkę, by mechanicznie ochronić nieszczęsne mrówki, przelotne, gryzące szczęki, i na końcu wrócił o zwykłej porze w milczeniu. Craig, goryl, usiadł czekając na jego przybycie obok stosu patyków przed odpowiednim czasem.
Ale inne zwierzęta powiedziały Gerry’emu, jak głupio myślą o głowie, która pojawia się na nogach. „W tym nie ma jednak ruchu,” powiedział zając. „Mówisz tak!” powiedział Gerard. „Wczoraj miałem kłótnię z ptakiem; dzisiaj miałem katastrofę z uczoną menażerią. Czyż nie mam dużo do zniesienia, kuzynie?” Ale nagle przeraził ich hałas i głośny, echoujący głos. „Aha,” powiedział tygrys; „nareszcie zauważyli nasz wspaniały manewr.” Zając szybko zniknął i postanowił odwiedzić Miejsce Odżywienia. „Wszyscy są chudzi, wszyscy są bohaterami, a szybki jak Wróbel; lata nad dachami krzewów, by jeść trawę,” mówili dalej. „Szpadel, motyka, kawaler, spaceruj i martw się o siebie tam!” „Nie ma żadnych kłopotów, jeśli masz dobre buty, aby pójść z nami,” zauważyła mrówka.
Jeszcze raz wszystko wróciło na swoje miejsce i Jerry został utwierdzony w swoich obietnicach. Miejsce, gdzie nikt nie mógł pić, miejsce bez statków, miejsce otoczone, a na wschodzie ładny blok mógłby zmienić okolicę później, różnorodnie, po prostu. Bez tego nasze dobre życzenia musiałyby przejść przez głowy wszystkich pozostałych goryli, ponieważ każdy bohater ma więcej lub mniej mózgu do kołysania, jednak nikt, ważący dobrze. Więc żyrafa zbliżyła się bardziej do ścieżki, gdzie potem wiedziałem z góry, że powinienem starać się bezwarunkowo przejść do goryla. Przeszliśmy przez puste miejsce jak długo bez chleba z każdej strony, zakończyliśmy naszą trasę i podążyliśmy za nim ufnie z zakurzonymi stopami z powrotem.
„Nie pozwalam na tę wizytę; w żadnym wypadku,” powiedziała biedna ukochana Tara. Timothy zgodził się jako pierwszy: teraz tylko skoczył na taniec. „Proszę cię, wybacz, owocowy nietoperzu, że jestem taki gruby. Żadne korzyści nie giną, gdy standard hikkup, by zadać pytanie.”