W łące skąpanej w blasku księżyca, gdzie jasne gwiazdy migotały, żyła Nina, łagodny słowik. Gdy zmierzch malował niebo w odcieniach złota i lawendy, Nina usiadła na kwitnącej gałęzi jabłoni i śpiewała słodkie melodie miłości, pokoju i radości natury. Każda nuta, którą wydobywała, tańczyła w harmonii z wieczornym wiatrem, otoczona srebrnym światłem księżyca, które dotykało wszystkiego czule.
“Słuchaj jej!” szepnął mały królik, gdy wtulił się w kępę trawy.
“Czyż to nie piękne?” odpowiedziała Miriam, bławatka, która siedziała na sąsiadującej gałęzi.
Szelest liści kołysał się w rytmie, a nawet kwiaty zdawały się skłaniać głowy, jakby w uznaniu.
Nagle harmonijna atmosfera rozpadła się, gdy ciemna chmura przemknęła po niebie, ścigana przez drugą. Wiatr wzmocnił się, a chłód nadchodzącego deszczu przeszył powietrze.
“O, nadchodzi okropna burza!” zawołała Nina, gdy jej nuty zaczęły słabnąć w niepewnych tonach.
“Leć do swojego gniazda, droga Nino!” zawołała Miriam, krążąc bliżej drzewa.
“Nie, nie, nie mogę latać! Boję się,” jęknęła Nina, gdy jej serce napełniało się strachem.
Wkrótce nadeszła burza, szalejący atak deszczu i wiatru, który rwał liście z rozłożystych ramion drzewa i zrywał kwiaty z ich miejsc. Nina skuliła się na najniższej gałęzi, jej małe serce prawie przestało bić.
“Uratujcie mnie! uratujcie mnie!” krzyczała, przerażona i zmarznięta.
Ale nikt nie przyszedł na ratunek Ninie pod szalejącą nawałnicą. Wydawało się, że może stracić przytomność.
W końcu nastał świt, ale burza wciąż szalała, a Nina, biała i nieruchoma, leżała na zimnej, mokrej trawie pod swoim drzewem.
“O, Nino, droga, wróć do życia!” błagała Miriam, a za nią wpatrywały się wszystkie jej leśne przyjaciółki.
“Nino, otwórz oczy,” płakała Konstancja, łania, delikatnie liżąc twarz małego ptaszka swoją miękką, ciepłą językiem.
“O, małe serce!” szepnęła łagodna głos.
Nina otworzyła oczy. Przy niej pochylała się dobra wróżka, mająca w dłoniach dwie maleńkie krople rosy z kwiatka lilii, które podała Ninie.
“Napij się, droga Nino, i porozmawiaj ze swoimi przyjaciółmi.”
Nina wypiła i poczuła, jak wraca jej siła.
“Moi drodzy przyjaciele! Jak mogę Wam się odwdzięczyć za Waszą troskę?”
Ale nawet gdy mówiła, jej głos znowu wydawał się zawodzić.
“Nie martw się o to,” powiedziała wróżka łagodnie. “Tylko jedz i zdrowiej. Twoja melodia znów przyniesie radość każdemu sercu w lesie.” A potem zniknęła z pola widzenia.
Przez cały ten dzień stworzenia lasu czuwały nad Niną z największą miłością, często wędrując w odległe miejsca, aby przynieść jej najdelikatniejsze kąski jedzenia.
A miłość, miłość bardziej niż jedzenie, zawsze była przy niej. Następnego dnia przyjemne ciepło wróciło do serca Niny, i, o cudzie! skarb jej serca, jej głos, także powrócił.
Nina nie zmarnowała czasu, aby to udowodnić, bo gdy doceniła ciepłe fioletowe światło porannego słońca, z jej ust wydobył się niski, delikatny dźwięk; coraz głośniejsze stawały się nuty, jakby testowała swój głos, a wkrótce cały las ożył melodyjnymi dźwiękami.
“Jak pięknie! Jak słodko!” piszczały ptaki na najwyższych czubkach drzew.
“Jak pyszna muzyka!” mówiły pszczoły, kiwając swoimi małymi głowami.
“Jak szczęśliwe melodie!” zauważył najstarszy żółw, kręcąc swoją długą szyją i wyglądając na bardzo zadowolonego.
Tamtego popołudnia, gdy znów zmierzch unosił się nad łąką, Nina prowadziła słodkie rozmowy ze swoimi towarzyszami, a wszyscy czuli, że las znów zamienił się w cichy świątynię radości i piękna muzyki.