W słoneczne popołudnie, ja, Ella Rzemieślniczka, siedziałam w moim małym zakątku przy oknie, szyjąc najpiękniejszy koc, jaki kiedykolwiek widziała nasza wieś. Och, ile historii zebrałam w mojej głowie! Każdy kawałek, który zszywałam, przypominał mi o śmiechu i pieśni. To nie był tylko koc; to była mozaika marzeń.
Szycie zajmowało sporo czasu, ale byłam pilna, tnąc delikatne wzory i zszywając je z troską. Wkrótce, niczym błogosławiony przez wróżkę, koc lśnił i iskrzył, sugerując magiczne zaklęcie. Kładłam się pod nim w nocy i szeptałam swoje życzenia, mając nadzieję odkryć magię ukrytą w jego zagięciach. Dzień po dniu, wieśniacy przychodzili podziwiać moje dzieło, aż w końcu był gotowy! Ubrałam swoją najładniejszą sukienkę, zadzwoniłam dzwonkiem i zawołałam: “Chodźcie, sąsiedzi! Mój magiczny koc jest gotowy do wystawy!”
Przybyli tłumnie, trzymając małe dzieci za ręce. Zatrzymali się na środku pokoju, otwierając szeroko usta z niedowierzaniem, ponieważ żaden z kolorów nie był dla nas znajomy. Nagle pojawiła się moja przyjaciółka i sąsiadka, panna Seraphina Picklepuss. Jej nos był słodszy i szerszy niż nosy jej imienniczek, ponieważ była czystą Afrykańką. Przewróciła oczami, zmarszczyła brwi i otworzyła usta na tyle szeroko, by pokazać swoje kości słoniowej zęby.
“Ach, Ella! Co to jest?”
“Koc, droga pani Picklepuss.”
“Ah-ha! Kiedy mówią tak w angielskim, to znaczy koc, prawda? Ale, Madison, wiesz, że to jest święto. To warstwy wypełnienia pomiędzy dwoma posłaniami, a dzieci i młodzież mogą na nim leżeć. Chodź tutaj, Bonnie! Czy ty także powiesz mi, co to jest ten koc?”
“Nie to, co myślisz,” odpowiedziała mała dziewczynka. “Pociągniesz za jeden kawałek, a inny pójdzie za nim; rzędy ciągną się w nieskończoność; a każdy kawałek to ‘naprzód,’ pani Ella Picklepuss. Kiedy szerokogrzywy przejdą, wszyscy możemy wziąć jeden.”
“To jak piękna arabska opowieść,” zawołał pan Peters, który zawsze siadał na kolanach; “czyż nie, Ella? tylko nie mogę powiedzieć, czy powinno skończyć się na—I tak dalej, i tak dalej, i tak dalej; czy—Lepiej krótszą drogą.”
Ponieważ nikt z nas go nie rozumiał, zmienił swój głos na melodię i zaśpiewał:
“Każdy po swojemu,
Nie ma dwóch całusów, które są całkiem takie same, gdy idą,
Bo każdy jest inny, ale mówią,
I tak dalej, i tak dalej, i tak dalej, i tak dalej, i tak dalej, i tak dalej,
To jest sposób, w jaki idą—“
Nasi sąsiedzi, rodzina Bones, zachowywali poważną postawę, podczas gdy Graham, głowa rodziny, z poważnymi gestami i niezgrabnym akcentem powiedział, że wszystkie kolory przypominają mu Jozefa z jego kolorową szatą, co zakończyło wszelkie krakanie żab.
Ach! niektórzy myśleli, a niektórzy mówili—i z wizyt sąsiadów oraz rozmów sąsiadów ktoś bardzo mądrze mówi—“Łatwo poznać drzewo po jego owocach, a człowieka po jego słowach. To jest prawdziwy wynik.”
Dzień przeszedł w noc, a ostatnie promienie słońca zostawiły nas płaczących i jęczących.
Tymczasem krótkie, istotne wydarzenia nie były nieodnotowane w Maszynowej Biblii. Hałas skrzypiących mebli i kłótni szybko dotarł do uszu naszych najbliższych sąsiadów. Poniżej mieszkała Madame Gopher, żywa, pełna radości kobieta, mająca około czterdziestu lat, z różowymi kokardkami z szmatek jako ozdobami do jej przenikliwych oczu i nosa. Za pierwszym razem, gdy ją odwiedziłam, jakieś siedem lat temu, zapytała mnie z powagą, czy to nie był najgorętszy dzień lata.
“Widzisz, nasz klimat, droga Madame Gopher, jest taki ciepły; lub, jak mówisz w swoim dobrodusznym stylu, ‘tak niezmiernie gorący.’ A czy to nie była wspaniała sprawa zeszłego lata, gdy wszystkie panie wyruszyły przed piątą rano, aby nie dać się spalić przez zażarte słońce ‘na naszych ścieżkach.’”
W Lupton mieszkała afrykańska rodzina, w której prawo zawsze propaguje Murzynów—panna Seraphina Picklepuss, pan Bones z Sough oraz ciotka Euterpe Thornton-Kimbing, trzech czystej krwi afrykańskich postaci. Ciotka Kimbing, w przeciwieństwie do bardzo poważnego Garrazona, tańczyła do fortepianu i tamburynu z radosną powagą; i była tak zachwycona, że w życiu rzadko można się spodziewać większego szczęścia.
Nasz pierwszy spór z Luptonianami wynikał z obecności panny Picklepuss; a ponieważ styl, w jaki postrzegaliśmy błyskotliwe blaski i szczęśliwe osobowości naszych sąsiadów był zbyt egzotyczny, a ponadto skłaniali się do traktowania ich jedynie jako osobowości i substancje cielesne, pani Peters i ja nalegaliśmy, żeby wszyscy mieli jedno posłanie i aby zostali ‘wilsonizowani.’
Ale kto miałby to zrealizować? Kto miałby wytworzyć i zastosować potrzebne składniki? Właśnie wtedy pojawiła się okropna wiadomość — wszyscy mieliśmy na to pozwolić, by Eleanor Peters trzy razy w tygodniu rzucała troski na wiatr i jadła, a potem, potem chorowała z powodu nocowania z jej różnorodnymi współlokatorami—“Tylko na razie.” Urokliwy temat, gdyby tylko Peters to zauważył.
Opowiadanie historii jest łatwe, ponieważ przynajmniej niektóre z jej zabawnych części muszą podobać się każdemu; relacjonowanie tego, co było niekorzystne i szkodliwe dla naszej niezwykłej atmosfery i klimatu nie jest już tak łatwe, ponieważ każdy ma różne gusta, tak różnorodne i sprzeczne, że każdy wybiera to, co mu najbardziej odpowiada, lub co wie, że zadziała, i kształtuje swoje przyzwyczajenia dalej lub do góry.
Ale krótko po południu, ciotka Kimbing zapukała do drzwi maszyny—tych wewnętrznych. Nadal pukając, zaczęła nucić starą dziecięcą melodię, do której wprowadziła jedną zwrotkę z czarujących wierszy Charlesa Lamba.
“Czemuż to zrywasz, O droga, droga drzwi,
W każdą małą dziurkę szeptem w górę i w dół?
Cóż chcesz ode mnie przed mym uczuciem,
Zanim mój nos zacznie wirować, a oczy się kręcić.
Lecz nie chcesz niczego, tylko idziesz sama
Wzdłuż rażącej ulicy, gdzie nie ma nic jak dom,
Bo bramy, piękne bramy, zdają się być drzwiami,
Widzę, jak męskie oczy są stworzone, by już nigdy nie wracały.
“Czy nie przyjdziesz na dip-obiad, droga panna Peters? Po takiej uczcie wszyscy możemy spać jak Afrykańczycy. Proszę, przyjdź, panna Peters!”
“Dziękuję, Ciociu, ale ta pieśń zajęła prawie wszystkie moje Rogacje. Ta kolonia potrzebuje funduszy naszych miesięcznych jak krwi dla swego życia.”
Ponieważ strony, które mi wręczyła, skorzystały na znajomości z kilkoma osobami, Alice, krawcowa, wzięła kilka, a pani Graham także, a wszyscy Petersowie zresztą. Sofa została poświęcona na Ethical, gazetę, która eliminuje heterogeniczność z heterogenicznych substancji. “Zauważono,” powiedział ten, którego zawsze słusznie nazywam Profesorem, “że mała ilość surowego rozpuszczalnika zastosowana na pięćdziesiąt lub sześćdziesiąt kropli destylowanych zasad zmieni tę osobliwą esencję w pospolitą sól.”
Oczywiście Mentalna nauka i ta druga miały temat jakby wyciskany przez nasze ręce. Ciotka Euterpe wzięła kałamarz i tłusty ołówek, a następnie podpisała swój akrostych pełnym imieniem naszego kolegialnego Fleminga; na co ten zawołał w zdumieniu, ponieważ żyło czterech synów o imieniu Fleming, “A dwie córki,” szepnął Graham.
Ale na żółtej kartce starałam się napisać tyle moich dwóch notatek, ile mogłam połączyć ze sobą, i wzięłam trzy lub cztery wątpliwe strony nowej i użytecznej książki; a ciotka Kimbing, mniej zachwycona moim różnorodnym talentem niż zaniepokojona chęcią przeszły przez arkusze czystego papieru, zaczęła niezqualifikowany list do Petersów—godzinę później listy zniknęły w poczcie.