W przytulnej małej sypialni, gdzie światło księżyca delikatnie filtrowało przez zasłony, leżał chłopiec o imieniu Boo. Boo był marzycielem, ale tej nocy, ojej, ta noc była inna! Przewracał się z boku na bok, jego małe nóżki były zaplątane w piżamie, gdy rozmyślał o tajemnicach wszechświata. Najwięcej myślał o nadchodzącym nowym roku szkolnym, dlaczego musiał się zacząć w poniedziałek i kto będzie w jego nowej klasie. Sny krążyły i migotały wokół jego głowy, ale żadne z nich nie zatrzymywało się na tyle długo, aby mógł ich posłuchać.
„Ojej,” westchnął Boo, „Czy nikt nie przyjdzie mnie przytulić?” W kącie pokoju małe okno uchyliło się, wpuszczając delikatny nocny wiaterek, który szumiał cicho, jakby mówił: „Jestem tutaj.” Długi srebrny nitka unosiła się w powietrzu, a na jej końcu kocyk zaczął unosić się z kołdry na łóżku i kierować się w stronę okna. Za każdym razem, gdy Boo westchnął, kocyk zbliżał się trochę bardziej, aż w końcu, z błyszczącym „Fffssst!” cały kocyk uniósł się w kółko nad nim, a następnie wylądował, bardzo delikatnie, przykrywając Boo od stóp do głów.
Zanurzył się głęboko w kocyk, a gdy ten stopniowo układał się w przytulny kształt, otulił go wszelkiego rodzaju małymi puchowymi piórkami. „Whooshshtt!” powtórzył znów dryfujący kocyk, a okrywając białą kołdrą, objął Boo wzdłuż jego małego gorącego brzucha aż do podbródka. Jego stopy czuły się przytulnie i ciepło, ramiona były zrelaksowane, a nagle kocyk zajaśniał małymi błyskami księżycowego światła. Boo z uznaniem wpatrywał się w to, a wkrótce w migoczącym świetle zaczęły tańczyć tysiące wzorów, tańcząc i zmieniając się, jak kształty w gorące, letnie dni, gdy cykady śpiewały, a chmury leniwie przelatywały przez jasne, niebieskie niebo.
Zaczęły się formować obrazki: serca, kwiaty, słońca, gwiazdy, księżyce oraz ogromne lodowe zamki w samym środku tego wszystkiego.
„Och, ale co zamierzasz zrobić?” powiedział Boo półprzytomnie do kocyka. „Nie byłaś bardzo zdenerwowana, gdy moja mama myła cię tamtego dnia w wirze i tarciu? Nie czułaś się cała zawiązana, gdy mój tata powiesił cię na sznurze z klamerkami, a następnego dnia rozwiał cię wiatr, bo dzień wcześniej było tak cicho?”
A kocyk pomyślał o tym wszystkim. Kiedyś byłby pognieciony i stary, zanim Boo dorósłby do dużego chłopca, i to byłoby dla niego wielkie błogosławieństwo; ale teraz czuł się świeżo i jasno, mimo wszystkich myć, niekończącej się szorstkości i powiewania w figlarnych wiatrach.
„Tak,” powiedział kocyk, „i zobacz, jakimi dobrymi darami okazują się te dni trudności! Chodź, Boo, wskakuj, a wkrótce będziemy w drodze. Tęcza miała bardzo interesujące podróże, wiesz?”
Wtedy Kocyk Boo nagle stał się tak ciężki i pełny, tak ciężki, że wydawało się, że ktoś inny wskoczył do niego, a nagłym unoszeniem nad kocykami, Boo zanurzył się w samym centrum łóżka, a jego podróż się zaczęła!
Nie musiał podróżować daleko. Niedługo potem, daleko na niebie zobaczył przyjazne światła, które były gwiazdami, a promienie księżyca jasno świeciły na małe wzgórza i doliny, a wśród nich był dziwaczny człowiek z wioski oraz rolnicy, a serce Boo stawało się coraz smutniejsze, gdy wszystko na górze błyszczało, a pokój spał poniżej, na farmie Moo. „Och, ale czy wszystko znów jest tutaj szczęśliwe i zmartwione?” pomyślał Boo. I wtedy kocyk wydawał się zmieniać, jakby odpowiadając na jego myśli, bo once więcej gwiazdy mrugały do niego swoimi uprzejmymi kaprysami, a łzy delikatnie spływały z jego serca, pokazując wszystkie nadzieje, które czuł, a które były ciemniejsze niż przedtem, a gdy obrócił się na pięcie jak śpiące nasionko, łzy zakwitły w błyszczące kwiaty.
„Wszyscy jesteśmy tutaj razem, tak jak wcześniej,” pocieszał się. „Do widzenia, do widzenia, aż znowu się spotkamy, gdy będę daleko, daleko.” A z niego spadały gwiazdy jedna po drugiej, jakby niosąc miłość i pocieszenie dla znudzonego małego chłopca, który miał czarne serce.
„Jest teraz gładszy i miększy,” powiedział Boo, odkrywając, że kocyk stał się świeższy, a powietrze, które wstrząsało jego sznurkami łóżka i przeszkadzało firankom, stało się bardziej uspokajające. Wtedy Boo zauważył w ciszy wiele swoich pomysłów o szkole, o nowych klasach, i płaczących matkach, i jak wszystkie one mogą się razem zwinąć w magiczny kocyk, który również zaśpiewałby im słodkie piosenki, aby mogły zasnąć, gdyby kiedykolwiek były czujne lub zaniepokojone. Zobaczył również, że tylko ty odpoczywasz z jakiegoś kroku ze szkoły, że jego brat Billy i stara Maud muszą dobrze krążyć po ziemi na wielkiej piłce na boisku krykietowym, z poduszkami od bogów.
„Jak długa to wydaje się praca wzdłuż nieba z części do części do samego niezdarnego momentu, którego zapomnieliśmy powiedzieć. Um-um.”
I Boo poczuł, że podróżuje. Był całkiem zagubiony jak pies jeżdżący na wózku, gdy szuka szczeniaka, który się opróżnił, a potem poszedł. A powietrze nocne w jego wyzdrowieniu smakowało i dobrze otworzyło oczy Boo. Wydawało się, jakby przeżył dwie noce w czarnym, białym, czarnym świetle starej matki Księżyca, które teraz były łagodne, nad miejscem, gdzie jego stopy i oczy były po raz pierwszy zanurzone w ciemnym, morskowatym niebie. A nos Boo był tak wesoło zimny, podczas gdy wszystko na zewnątrz było tak przytulnie ciepłe, przeplatając się jednym pomysłem w drugi na szerokich ramionach! Zajęło by długie godziny, aby opowiedzieć ci wszystko w szczegółach, co widział, więc.
Mały Boo był gotowy, by wyruszyć na podróż w kierunku wschodnim ponad złotobokowymi lasami w kraju, tak blisko chaty Maud, w chłodnych snach. Fale innych głośnych kroków cichutko przeszły nad kamienistą drogą.
„Czy jesteś tam Boo-pied, chłopcze? O, Boo, jesteś tam?”
Wtedy ramię bardzo delikatnie podniosło kocyk i otuliło delikatne ciałko, najmiększy łokieć Boo wywołał sporo kołysania na stojaku Świętego Mikołaja, który teraz został wyciągnięty, aby sprawdzić, jak wyglądają jego oczy. A mały, niewielki głos zdziwił Boo w wiele różnych miejsc jednocześnie.
„O, to dziwne,” powiedział. „Bardzo dziwne.” I potem znów szybko zasnął.