Dawno, dawno temu, w kosmicznym niebie, była mała gwiazda o imieniu Lumi. Lumi nie była zwykłą gwiazdą; była najmniejszą gwiazdą ze wszystkich, a z powodu swojego małego rozmiaru, była zabroniona przez Stworzyciela Gwiazd, aby opuścić swoje miejsce na niebie. Jednak każdej nocy Lumi z zazdrością spoglądała w dół na Ziemię i wszystkich jej pełnych cudów mieszkańców. Widziała dzieci bawiące się w blasku księżyca, zwierzęta skaczące po łąkach, rzeki błyszczące w świetle gwiazd oraz piękne ogrody pełne kwiatów w licznych ogrodach.
„Chciałabym móc pójść na Ziemię, chociaż na jeden dzień!” często lamentowała. I każdej nocy jej łzy spadały jak krople rosy na kwiaty Ziemi, ponieważ pragnęła spotkać ludzkiego przyjaciela i podzielić się z kimś radością, jaką czuła, tańcząc przez nocne niebo.
Im więcej płakała, tym bardziej lśniąca się stawała; Stworzyciel Gwiazd patrzył na nią i mówił: „Jeśli tak bardzo chcesz iść na Ziemię, możesz to zrobić, ale posłuchaj moich słów! Kiedyś jedna gwiazda spadła z nieba i gdy dotarła na ziemię, rozpadła się na milion kawałków. Musisz zejść tylko wtedy, gdy księżyc jest w pełni, i musisz wrócić przed świtem, aby nie zapomnieć swojej obietnicy. Kiedy nadejdzie twój czas na Ziemi, będzie nowy księżyc i niemożliwe będzie sprawdzenie czasu najciemniejszych nocy, ale znowu znajdziesz drogę do domu.”
Lumi słuchała.
Noce mijały, a oto—tak, nastała nowa noc księżycowa! Lumi pospiesznie odpięła złoty łańcuch, który wiązał ją do jej miejsca na niebie, i zjechała w kierunku jeziora, gdzie wielu ludzi bawiło się w łodziach przy świetle świec. W jednym oknie starego domu, gdzie okiennice były podniesione, płonęła jedna świeca.
„To jest miejsce dla mnie. Przyniosę miłość i pokój do tego pokoju,” powiedziała Lumi, patrząc przez okno z całych sił. Dom był bardzo ubogi, ale w małym łóżeczku leżało dziecko, a oczy dziecka lśniły w niezwykły sposób.
„Patrzy na mnie! Jakie piękne i mądre są!” pomyślała Lumi.
Dziecko to był mały chłopiec w wieku sześciu lat; jego oczy wydawały się odzwierciedlać głębiny oceanu, były tak duże, okrągłe i przepełnione łzami. Jedna świeca w pokoju powoli się wypalała, a lewy rękaw koszuli ledwie był widoczny. Na zewnątrz był pełny blask księżyca, lecz noc była przytłaczająca i duszna.
„Patrz na piękną gwiazdę, Emmo,” powiedział młody mężczyzna, a Lumi pomyślała, że to piękne imię. „Czyż nie jest wspaniale patrzeć na to, gdy czujemy się smutni i przygnębieni?! Gwiazda wydaje mi się jak światło w oddali, podczas gdy w rzeczywistości to morze radości, która nie przynosi zysku. Czy nie widzisz, że zdaje się migotać dla mnie, dla ciebie, dla nas, kiedy jesteśmy najbardziej sami w szerokim świecie? Musi być nasza!”
„Czy mam zgasić knot świecy, tata?” zapytała młoda dziewczynka, której Lumi wcześniej w ogóle nie zauważyła. „Wtedy piękne światło ze gwiazdy będzie widoczne znacznie wyraźniej?”
Inni mogli tego nie dostrzegać, ale mała gwiazda, która po raz pierwszy zmierzała na Ziemię, uznała to za bardzo niezwykłe, że nie życzyli sobie nawzajem dobrej nocy. Rodzice powinni dać dzieciom trochę wyjaśnienia, dlaczego się tego nie robi.
„Czy nasi rodzice są tak szczęśliwi z nami, jak my czujemy się z tobą, droga mała siostro?” młody mężczyzna powiedział z westchnieniem.
Emma pokręciła głową. Zrozumiała swojego brata zbyt dobrze.
„Zaśpiewam teraz małą pieśń; może to cię pocieszy.”
I połączyli jego głos z całą radosną lekkością dzieciństwa, a światło Lumi zaczęło migotać.
W ciszy pokoju powstała pieśń pielgrzymów w słodkiej melodii, a Lumi zwiększała swą jasność, wypełniając pokój swoim światłem. Krucyfiks nad łóżeczkiem zaczął świecić i gasnąć jak gwiazda.
Pieśń dobiegała końca. Siostra pocałowała niemowlę, a oboje się położyli.
„Dobranoc, bracie!” powiedziała malutka w przyćmionym świetle gwiazdy. „Módl się, żeby Pan dał nam siłę, by jutro przynieść chleb i ładny ciepły płaszcz.”
Nastał poranek!
Rosa parowała z dachu i ziemi, dzień się rozjaśniał, a dobra mała Lumi szybko szukała swojego miejsca na niebie; gdyż kilka kropli rosy wyschło na jej spódnicy, a ona trzymała swój złoty łańcuch, gdy czerwone pasy jutrzenki zaczęły rozprzestrzeniać się na wschodzie, jeden z nich lśnił w niebiosach jak język niebiańskiego ognia, który wkrótce pochłonie małą gwiazdę.
„Wczoraj,” mówili ci, którzy patrzyli w górę, „wczoraj było więcej światła wśród gwiazd, a teraz, tego ranka, ten widok znacznie zmalał. Mała gwiazda wydaje się całkiem wygasniona.”
Serce Lumi tak nie myślało. Zobaczyła blask słońca, a ziemia lśniła. Słońce miało taką moc, że jeden liść dżungli wciągnięty w bezdeszczową porę roku na jeden jedyny dzień zmienił się w pięknie rozłożony parasol, pod którym dzieci mogły się bawić. Słońce uśmiechało się w ogrody świątynne, gdzie fontanna tańczyła radośnie, podczas gdy dżunglowy kwiat otwierał swoje delikatne płatki. Promienie słońca migotały na gałęziach drzew. Ach! Na Ziemi rzeczywiście było tak pięknie, tak bardzo radośnie. Chciała z radością zostać tutaj i zapomnieć o powrocie do domu!
„Heja! Mała gwiazdo! Heja! Jedno z zawodników już odeszło, a drugie wkrótce także zostanie usunięte,” powiedziało coś, co było większe, i z nieba zaczęła schodzić duża deszczowa chmura, która rozbłysła na dzikim oceanie, w którym statki zatonęły, a maszty i olinowanie były miotane w tę i we w tę, miażdżone coraz szybciej.
„O! Pomocy! Zginę!” krzyknął jeden z statków, którego dno zostało rozszarpane przez ostre skały.
„Nie mogę tego znieść!” powiedział konar, spęknięty przez piorun, który można było jeszcze znaleźć wewnątrz topniejącego lodowca sześć miesięcy później.
Nie wszystko można było przekazać, jednak większość było znana!
Kiedy znów nastał wieczór, dziewczyny mające wręczyć „tańczący espadron” w „ogrodzie leśnym” wspięły się na górę, a śpiewając, rzucały „dzikie piękności” do ogrodu skał, podczas gdy w pokoju, obok którego doszło do wypadku, który, przerażająco, wyrwał usta drzewa, tak że pnie na „czubku gór lodowych”, które dziewczyny nazywały „górami”, kołysały się źle z wstrętnym pragnieniem. To sprawiło, że firanki z kambriku powiewały.
„Samuel, Samuel!” powiedziała Emma szeptem, nie głośniej niż diddlebug, który używa pióra do machania jak wachlarzem i wcale nie może zrozumieć, dlaczego powinien machać, gdy powietrze jest spokojne.
Na ścianie świeciło światło jak świeca. Kto to mógł być? Znana twarz leżała nieopodal w niebie, która zbliżyła się zbyt blisko i się rozwinęła, a forma, którą dali mu święci w niebie.
Rozbitkowy marynarz podniósł swoje przygaszone głos.
„To dla ciebie i twojej siostry, która jest tak chora, że ciągle proszę o pomoc. To za dużo, by obie zniosły! Wkrótce zapomnicie o katastrofalnej burzy i zaśniecie, gdy wasza siostra również będzie mogła odpocząć.”
A Emma wydawała się tak robić. Stara półtoraroczna dziewczynka miała zwrot, w którym stała się chora jak osoba mająca pięćdziesiąt lat; a gdy to wspomniałem, powiedziałem wszystko.
Jak mała gwiazda mogła również zapomnieć o tych ludziach, i w jaki sposób mogłaby się odwdzięczyć za ich uprzejmość? Tak wiele szlachetnych istot żyło na ziemi; ale jej serce przywiązało się do tych biednych stworzeń. Ach! Musiała okazać swoją wdzięczność. Patrzyła w dół, gdy księżyc wstał wysoko na niebie, a księżyc, który świecił jaśniej, lśnił jak wypolerowane lustro, całkowicie pośrodku komody w pokoju, w którym teraz leżały.
Emma wpatrywała się prosto w tarczę pełnego księżyca.
„To jest srebrna taca, którą twoi przodkowie przywieźli z dobrego czarnego morza!” powiedział uczestnik z dalekiej wyprawy handlowej.
„To jest lekko wygięte lustro twojej matki!” pomyślała Emma.
Chłopiec obudził drugiego, a oboje wpatrywali się jeszcze głębiej w wypolerowaną powierzchnię, gdzie nie było nic do zobaczenia, oprócz wierszyków tych samych jak te w kochających roślinach strączkowych, które często dostrzegaliśmy. A dzielna mała gwiazda teraz przedstawiała dary: położyła na stole sześćdziesiąt pięć szklanek narcyzowych ułożonych w kartonowym pudełku, którego środkowa klamra nie wymagała zanurzenia ani razu; pudełka potrząsały—rodzaj gradu spadł na księżyc w tej samej chwili, który powtarzałby mosiądz na hołd.
Odbiorcy obudzili się i zaczęli odkrywać, że ludzkie błogosławieństwa spadły do ich trudnych okoliczności, najbogatsze jednak w najpiękniejsze rzeczy ziemi.
Dwanaście lat później w Rosas, w pobliżu wybrzeża Katalonii, Lumi zstąpiła z otulającej, śnieżnej chmury, wzdychając; krzyki przepowiedni witały ją, gdy wznosiła się w najszczęśliwszym nastroju, nie wstając z ziemi. Ksiądz ma się dusić w kościele; młoda angielska dama właśnie teraz robi wycięcia na schodach klasztoru, podczas gdy zewnętrzne ulice wcale nie ustępują półrocznej nawałnicy, z którą święty ma zagrać na ołtarzu, w kierunku rodzin; a gangi i apostołowie nie mieli mieszkać bez dachów.