W aksamitnie czarnym niebie nocą, często spoglądałem w dół na Ziemię. Obserwowałem, jak drzewa tańczą w szepcącym wietrze, słuchałem śmiechu dzieci bawiących się pod blaskiem księżyca i czułem delikatną ciszę tych, którzy mieli za chwilę zasnąć. Nazywam się Twinkle i jestem gwiazdą. Ale był czas, kiedy myślałem, że jestem najmniej ważny spośród wszystkich moich migoczących towarzyszy.
Każdej nocy, gdy ciemność okrywała świat, świeciłem obok moich gwiazdowych towarzyszy. Jednak mimo moich najlepszych starań, czułem, że brakuje mi światła i blasku, które miały inne gwiazdy. Wielkie gwiazdy - Gwiazda Północna z jej stałym blaskiem i jasna Sirius, która sprawiała, że noc śpiewała - zawsze wydawały się mnie przyćmiewać. Często leżałem tam, życząc sobie, bym pewnego dnia świecił tak jasno, jak one.
„Och, dlaczego jestem taki mały?” westchnąłem. Wszak wszystkie gwiazdy znały moje lamenty. „Chciałbym świecić piękniej,” krzyczałem.
„Każdy z nas ma swoje własne światło,” powiedziała jedna z moich sąsiadek. „Jeśli tylko uwierzyłbyś w siebie, również byś pięknie świecił.”
„Co masz na myśli?” zastanawiałem się.
Ale nie miała czasu na odpowiedź; została wezwana do wypełnienia swoich obowiązków przez odległy świat, który potrzebował jej jasności.
Z każdą nocą stawałem się coraz bardziej melancholijny, a pewnego wieczoru Księżyc przypadkiem przechodził obok. Zatrzymała się i zapytała mnie: „Mała Gwiazdo, dlaczego płaczesz?”
„Jestem smutny,” odpowiedziałem. „Jestem tak małą gwiazdą, a nie widzę nadziei na to, by kiedykolwiek świecić tak jasno jak moi towarzysze.”
„To powszechny żal,” powiedziała. „Nawet ja, pomimo mojego rozmiaru, czasami czuję się przyćmiona. Ale masz swoje własne światło i cel. Uwierz w siebie, maluchu.”
„Ale ja jestem taki mały,” powtórzyłem.
„Do widzenia, mała Gwiazdo. Nie znasz jeszcze swoich mocy, ale pewnego dnia je poznasz,” powiedziała Księżyc i odeszła.
Nie uwierzyłem jej. Moja nadzieja na świecenie jak większe gwiazdy zgasła na zawsze. Tamtej nocy płakałem bardziej niż zwykle. Płakałem, ponieważ straciłem wiarę w moją własną moc.
Następnej nocy wszyscy mieszkańcy Nieba byli w wielkim podekscytowaniu. Gwiazdy przerwały swoje wesołe plotki, a Słońce jeździło w górę i w dół po niebie w głębokiej nerwowości. W końcu z tłumu aniołów Nieba wyłoniła się potężna postać, a wszyscy szeptali z szokiem: „To Król! Król Nieba!”
Z delikatnym światłem Król przyszedł i usiadł na wspaniałych kwiatach jednej z planet, najwspanialszej ze wszystkich światów.
„Och, jak się cieszę, i jak pięknie wygląda Ziemia tej nocy!” powiedział mały mieszkaniec tego małego świata, którym była Ziemia. „Wszystkie gwiazdy świecą dla mnie. Spójrzcie, małe gwiazdy! Jak wspaniale świeci Król!”
I tak spojrzałem, i rzeczywiście to Król świecił tak wspaniale. Jego niebieskie oczy promieniały miłością nad głębokim morzem i nad drzewami, które wyglądały jakby były osadzone diamentami. Poeta na dole śpiewał pochwały swojemu wielkiemu Królowi; wszyscy ludzie, zwierzęta i ptaki radowali się.
„A małe gwiazdy też się radowały,” mówiły niewidzialne kwiaty na ziemi; „a małe gwiazdy w Niebie tańczyły i świeciły jeszcze jaśniej.”
Wtedy przypomniałem sobie słowa Księżyca. „On przyjdzie,” powiedział wielki Król Nieba, „i wymienia tych, którzy walczyli przeciwko złu, którym znana jest historia mego życia.”
„Jak wiele on wie!” mówiły gwiazdy, „a jednak my wiemy znacznie więcej niż on.”
Nagle odwrócił się do mnie i powiedział: „A ty, mała gwiazdo, nie będziesz świecić na moją chwałę?”
Wtedy poczułem przypływ energii i znów zaczynałem świecić, i świeciłem! Nigdy wcześniej nie świeciłem tak jasno. Pomyślałem, jak szczęśliwy jestem! Och, gdyby to mogło trwać wiecznie!” A wielki Król wszystkiego, co jest poniżej, zakończył: „Bo wszyscy ludzie i zwierzęta na dole radowali się, a wszystkie gwiazdy Nieba się radowały.”
I ja też się radowałem. Byłem stosunkowo małą gwiazdą, ale czy nie miałem mocy, by radować samego Króla Nieba? To jest cenniejsze niż bycie dużą gwiazdą - tak, znacznie cenniejsze!