Pewnego razu, w Wigilię Bożego Narodzenia, tuż przed końcem dnia, mała skrzynka z prezentami siedziała sama w oknie dużego sklepu w mieście. Była najładniejszą skrzynką, jaką kiedykolwiek widziano, z jasnoczerwonymi bokami i błyszczącym zielonym dnem, podczas gdy różowa satynowa wstążka związana była w kokardki, trzymając jej wieczko.
„Ciekawe,” westchnęła, „czy kiedykolwiek rozwiążą tę piękną wstążkę. Chciałabym zobaczyć, co jest w środku, bo czuję coś dziwnego w moim wnętrzu. Gdybym mogła tylko lekko się przewrócić i spojrzeć pod moją satynową podszewkę, dowiedziałabym się, co sprawia, że czuję się tak dziwnie.”
Gdyby ta mała skrzynka z prezentami nie była tak dumna ze swojej satynowej wstążki, z pewnością mogłaby zajrzeć do środka i dowiedzieć się, co czyni ją tak dziwną. Tak, jak było, była tak ściśle związana swoimi dużymi kokardkami, że nie mogła się przewrócić. Więc musiała tam siedzieć i obserwować piękne białe płatki śniegu, które delikatnie opadały i fruwały przez zimne powietrze na ziemię, daleko poza widokiem drzew. Słyszała dzieci śmiejące się i śpiewające na ulicy, a ich wesołe głosy sprawiały, że czuła się szczęśliwa, bo często przebywała w towarzystwie małych dzieci.
Nagle jej dno drgnęło w najbardziej zaskakujący sposób i musiało wyskoczyć z okna na głębokie zaspy śniegu. Kokardki na jej wierzchu rozluźniły się przez to podskakiwanie, co było dobrą rzeczą, bo nigdy nie można było przewidzieć, co się stanie z tymi skrzynkami. Zatem zdjęła pokrywkę chwilę przed tym, jak wielki podmuch wiatru zdmuchnął ją na pół drogi w dół ulicy. Powoli zaczęły się z niej wydobywać jasne małe zabawki różnego rodzaju: piesek dla dziewczynki, zestaw dla małego chłopca, lalki papierowe, ładny miś – czegóż więcej można by chcieć, co dzieci kochają.
„Teraz jestem gotowa, by zrobić coś dobrego,” powiedziała mała Gifty skrzynka do siebie. „Te ładne zabawki nie przyszły tu, aby leżeć spokojnie i działać tylko na moją korzyść, lecz widzę, że po drugiej stronie ulicy, z zakładu krawieckiego, ma się odbyć przyjęcie dla dzieci na Boże Narodzenie. Skoczę tam i zdążę na czas, o ile tylko Stary Mikołaj będzie dla mnie łaskawy –”
Gifty została przerwana przez małego chłopca, który ją chwycił i pobiegł z nią w dół ulicy. Za chwilę, tuż w progu wielkiego domu, dno skrzynki weszło, pokrywka znowu się nałożyła, a satynowe wstążki znów zostały mocno zaciśnięte, by wyglądała ładnie, bo Gifty chciała, aby Mikołaj wiedział, jak bardzo się cieszy, że wysłał tego chłopca z nią. Tak, rzeczywiście, zdążyła na przyjęcie, bo kiedy wszystkie dziewczynki i chłopcy ubrali swoje czapki i płaszcze oraz zaśpiewali kilka dobrych hymnów, byli zdziwieni, słysząc przed swoimi oczami mężczyznę ubranego na czerwono, który powiedział te słowa:
„Dla dzieci z Cechem Pracowników od Mikołaja, Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku.”
To było wszystko: w jednym rogu pokoju, oto Gifty, skrzynka, ładnie związana różowymi kokardkami. Dzieci dały wielkie okrzyki radości, które zamieniły się w okrzyki szczęścia, gdy otworzyły ją i zobaczyły ładne zabawki w środku. Ale każda zabawka była szczęśliwa w swoim sercu, że mogła uszczęśliwić takie małe dzieci, bo nic nie jest tak smutne jak niewykorzystany prezent. Więc wszystkie były zadowolone, że Gifty je przyniosła, a każda konkretna zabawka miała pewność, że w końcu należy do rąk tego jednego dziecka, którego wesoły śmiech brzmiał jak muzyka w ich uszach.
Ale gdy jej małe towarzystwo pomachało na pożegnanie swoim właścicielom, a Gifty była tak wesoła w swoim sercu jak najszczęśliwsze dziecko, ktoś z pewnością zastanawiał się, co pomyślała, gdy zobaczyła piękne bożonarodzeniowe drzewko udekorowane białymi soplami lodu i na nim czerwono-białe gałęzie pięćdziesięciu rodzajów innych prezentów, większych od niej? Kiedy Gifty spojrzała na ich błyszczące gniazda, nie była zaskoczona, odkrywając, że one wszystkie marzyły o słodkościach, które chłopcy i dziewczynki mogliby jeść. Kiedy z boku pokiwała i tajemniczo pomachała, dobre dusze dostrzegły czerwone laski cukrowe grubo przyklejone do zielonych drzew, tuż nad armiami zielonych bożonarodzeniowych drzew.
Każdy prezent miał w sobie tyle energii, co Gifty, a gdy ona i wszyscy jej prezenci wyruszyli na jasną i wczesną poranną wyprawę, pomagali sobie nawzajem w drodze, radośnie krzycząc i ciągle dopingując, co często przypominało Gifty dźwięk dzwonków. Pracownicy cechu byli bardzo szczęśliwi i odchodzili wesoło nucąc, a ich zamieszane sprawy były przepełnione najbardziej niebiańskim śpiewem aniołów, które spoglądały w dół z miłością i radością.