Dawno, dawno temu, w sercu Doliny Smoków, żył smok imieniem Daisy. Teraz, większość smoków z czasów średniowiecza była dzikimi i strasznymi stworzeniami, znanymi z palenia ogniem i zamykania księżniczek w wieżach. Ale Daisy była zupełnie inna. Miała łuski, które błyszczały jak krople rosy w porannym słońcu, a jej oczy były tak niebieskie jak letnie niebo. Zamiast ryczeć, wolała nucić delikatne melodie, które unosiły się przez dolinę jak szepty wiatru. Jej serce było czyste, a jedyne, czego pragnęła, to być kochaną.
Gdy jedna zimowa pora zbliżała się, mieszkańcy pobliskiego miasteczka zaczęli się martwić. Zbiory nie udały się, a rzeka zamarzła zbyt wcześnie. Nędza ogarnęła miasto, gdy zaczęli zdawać sobie sprawę, że mogą nie przetrwać zimy bez zapasów z farm. Codziennie odbywały się spotkania, na których omawiano, jak przezwyciężyć trudności, a na jednym z tych spotkań, stary pan Thompson, piekarz, powiedział: “Gdybyśmy tylko mieli przyjaciela w Dolinie Smoków. Może mógłby nam pomóc.”
Daisy, mając dobre serce, z daleka przyglądała się i przysłuchiwała ich rozmowom. Gdy zaczęły padać pierwsze śniegi, wiedziała, że musi działać. Z ciężkim sercem pełnym nadziei postanowiła odwiedzić wioskę. Może ją zaakceptują i zrozumieją jej dobre intencje.
Gdy zbliżała się do wioski, niebo się zmieniło, a pioruny błysnęły. Ziemia zadrżała, a silne wiatry zawiały. Łuskowata skóra Daisy błyszczała w świetle pioruna, a mieszkańcy wioski zaparli dech, gdy ujrzeli jej postać. Strach chwycił ich serca; pobiegli do domów, zamykając drzwi i zasuwając okiennice. Daisy tylko się zaśmiała – lub przynajmniej miało to być śmiechem – ale dla mieszkańców brzmiało to jak ryk, który wstrząsnął okiennicami.
„Co mamy zrobić?” zawołała pani Robinson, która gotowała kolację. „Smok jest na nas!”
„Musimy go przegonić,” krzyknął mężczyzna z środka ulicy. Pobiegł do środka, a po chwili wyszedł z wiadrem wody. Inni mieszkańcy gapił się na niego, gdy stał na krawężniku studni. „Cofnijcie się, przyjaciele!” krzyknął, „a ja przegonię potwora!”
Uważnie celował i wylał wiadro wody bezpośrednio na kręconą końcówkę ogona Daisy. „Rani ją, jestem tego pewien!” zaśmiała się smoczyca. Ale mieszkańcy nie widzieli ogona. Wszyscy uciekli w przerażeniu, z wyjątkiem Billy’ego, małego ucznia, który stał płacząc na chodniku.
„Podejdź tutaj, mały chłopcze!” powiedziała Daisy delikatnie, otulając go swoim pokruszonym skrzydłem. Całkowicie zapomniała o deszczu.
Gdy mieszkańcy zobaczyli Billy’ego pod skrzydłem smoka, jak podgląda przez palce swojej ręki, byli zdumieni. Dzieci i zwierzęta zazwyczaj są najlepszymi sędziami charakteru. Powoli i ostrożnie wszyscy zaczęli się przybliżać, ich serca wciąż biły gwałtownie ze strachu.
„Billy ma się dobrze,” powiedział jego ojciec. „Ten smok go nie zje. Zobaczmy, czego ona chce.” Więc wszyscy stali wokół i czekali.
„Jestem Daisy, Królowa Smoków,” powiedziała istota. „Proszę, pani,” zaczął pan Robinson, kłaniając się grzecznie, „czego pragniesz, pani Daisy, Królowo Smoków?”
Daisy uśmiechnęła się, pokazując dwa rzędy wspaniałych białych zębów. „Słyszałam, że tej zimy będziecie mieli mało jedzenia,” powiedziała. „Chcę zaoferować swoją pomoc. Wszyscy myślicie, że jestem bardzo dzika – nie zjem was, ani waszych bydła, jeśli naprawdę będziecie moimi przyjaciółmi. Poza tym, możecie przyjść w odwiedziny do Doliny Smoków, a gdy nadejdzie wiosna, jeśli nadal będziecie moimi przyjaciółmi, będę mogła pożyczyć wam urocze małe kucyki, które będą wam bardzo pomocne,” zakończyła.
Mieszkańcy byli oniemiali z radości. „Najpierw zobaczmy, czy to prawda,” powiedział stary pan Thompson, piekarz, podając rękę Daisy. Szybko przekonali się, że jej obietnica jest szczera. Następnego ranka, gdy mieszkańcy wysłali wóz do doliny z zaproszeniami na wizytę i smaczną kolacją dla Daisy, zdziwili się, gdy znaleźli zamiast tego ładunki buraków cukrowych, stosy rzepy i mnóstwo kukurydzy, które starczyłyby im na zimę.
Daisy odwiedzała ich częściej, niż oni odwiedzali ją. Latała do nich co niedzielę rano, a wieczorem wszystkie dzieci, które nigdy wcześniej nie siedziały na grzbiecie smoka, zmieniały się, latając wokół wioski. Jak wyglądały żywopłoty, stary młyn i wieża kościoła!
Pan Robinson siadał na murze swojego ogrodu i bardzo poważnie rozmawiał z nią. Napisał list o ich przyjaźni do Króla, który wysłał mu bardzo uprzejmy list, mówiąc, jak bardzo się cieszył z wiedzy o tym i że słyszał, iż Daisy nie jest jak inne smoki. Dodał również, jako osobistą uwagę, że jeśli pani Robinson przyjdzie na dwór, razem z panem Robinsonem i wszystkimi dziećmi, ofiarowałby cztery piękne kucyki, które jego córka, księżniczka Morgana, miała wysłać do Doliny Smoków, gdzie rodzice, Robinsonowie, mogliby zaprowadzić ich na długie odwiedziny do Daisy. Daisy nie była ani trochę zazdrosna, gdy to usłyszała, ale wręcz przeciwnie, odleciała z panem Robinsonem i dziećmi, aby odebrać piękne nowe kucyki. Później często płaciła długie wizyty, a każdego dnia siadała na progu pani Robinson i opowiadała jej o swoich podróżach; przez co mieszkańcy musieli trzymać głowy wyżej niż ktokolwiek inny, bo nikt inny nie miał smoka, który odwiedzałby ich miasto.
Jeśli kiedykolwiek jakakolwiek dziewczynka lub chłopiec zrobił coś złego, to wszystko, co musieli zrobić, aby naprawić sprawy, to powiedzieć, że przepraszają, uronić kilka łez, opowiedzieć Daisy o tym i poprosić ją o wstawiennictwo; a, cudowne cuda! w momencie, gdy odwróciła się, każda drobnostka zniknęła. Ale być może największym luksusem ze wszystkich była przyjacielska wizyta, która miała miejsce pewnego poniedziałkowego poranka między naszą własną Rodziną Królewską a Daisy.
Tak więc była to wspaniała baśń i najbardziej czarujący romans dla małych istot ludzkich, które w najbardziej wiarygodny sposób można było wymarzyć, odbywały się w Dolinie Smoków podczas tej długiej zimy i wiosny.
Na końcu dziewięcioro dzieci pana Robinsona jechało do domu bezpiecznie na swoich kucykach. Następnie, pierwszą rzeczą, którą kazał pani Daisy zrobić, była obietnica regularnych wizyt w każdą sobotnią noc po jego chleb. Przed wyjazdem poprosiła, aby mogła podarować pani Robinson najpiękniejszy kosz kukurydzy, jaki mogła znaleźć. To stary pan Robinson zaakceptował i zaproponował, by w jego ogrodzie mogła mieć kurę i pisklęta, które pani Robinson mogła zawsze chcieć odwiedzać.
„Z pewnością!” powiedzieli państwo Robinson. „Przypomni nam o naszej drogiej przyjaciółce Daisy.” I nigdy jej nie zapomnieli.