Pewnego razu, radosny mały jeżyk o imieniu Harry mieszkał cieplutko w swoim miłym ciepłym legowisku niedaleko krzaczastego żywopłotu, który nazywał domem. Wokół niego leżały brązowe, chrupiące liście z minionych jesieni, a powietrze było chłodne i przenikliwe.
Ale Harry był całkiem ciepły w swoim środku, a czując zapach swojego smacznego obiadu z korzeni i orzechów, powiedział do siebie: “Nie obchodzi mnie, jak zimno jest na zewnątrz ani jaka jest okropna noc, na pewno będę spał wspaniale tej nocy. Mogę się zwijać w kulkę, a nic mi nie zaszkodzi.”
Usiadł więc do sycącej kolacji, której właśnie miał zjeść ostatni kęs, kiedy—o! Co to było?
“O rany! Jaki żałosny dźwięk! Czyż to nie płacz małego dziecka! Pobiegnę zobaczyć.”
Harry wyskoczył przez swój kolczasty front i przedarł się przez chrupiące liście, kamienie, mróz i śnieg, aż w końcu dotarł do dużego drzewa, niedaleko. “O! moj Boże! Czy możesz być cicho! Całkowicie umrę! Przez prawie zamarzłem na śmierć!” Podejrzał przez gałęzie, ale nic nie dostrzegł. Dźwięk zdawał się pochodzić z dużej dziury w drzewie, a w końcu Harry pochylił głowę i zawołał: “Cześć! Czy ktoś jest w domu?” “Nie,” odpowiedział cichy głos, słabym tonem, “Jestem tutaj sama, biedne małe zgubione dziecko, prawie zamarzłem na śmierć!”
“O, bardzo mi przykro to słyszeć. Czy nie mogę nic zrobić, aby Ci pomóc?” zapytał Harry. “O tak! Proszę, wejdź i śpij przy moim boku. Jestem tak mała, że ledwo mogę się ogrzać, a martwe drewno spada, to dla mnie za dużo. Więc proszę, przyjdź, przyjdź!”
“Nie, dziękuję; mam doskonałego przyjaciela, który mi pomoże,” zawołał Harry, ponieważ zaczynał czuć się strasznie zimno i nieszczęśliwie. “Jednak, jeśli naprawdę jest Ci bardzo, bardzo niewygodnie, przybliż się trochę, a dam Ci ten ostatni kęs obiadu.”
Biedne dziecko, które było małym wiewiórką, przyjęło miłą ofertę i w mgnieniu oka zniknęło w dziurze Harry’ego, a mrucząc i jęcząc, oboje w końcu poszli spać.
Następny dzień był tak zimny i śnieżny, jak jego nieszczęsny poprzednik. Harry, jeżyk, leżał przytulony przed swoim ogniem z jesiennych liści, całkiem zdziwiony, że nie tak dawno przygotował sobie obfity posiłek, gdy nagle usłyszał głośne pukanie do drzwi. “Wchodź, wchodź. Nigdy nie wychodzę, gdy ktoś jest miły na tyle, by zadzwonić.”
W tym czasie około dziesięciu małych zwierząt, ptaków i owadów przewróciło się nawzajem, wszystkie chcąc wejść pierwsze na brzeg ognia; a wszystkie przeczytały ogłoszenie przybite do jego drzwi, które brzmiało następująco:—
“Którykolwiek chce schronienia, jedzenia lub ognia, wszystko, co małe zwierzęta mogą pragnąć, Musi przyjść i zapukać do tych drzwi. Tak, tak, Nie stój z zimnymi stopami i błogosław.”
“O! Mistrzu, Mistrzu Harry, mój drogi przyjacielu,” zawołała ta sama mała wiewiórka z tej samej dużej dziury. “Co mamy zrobić! Tyle, tyle, naprawdę chce schronienia i obiadu!”
“Ah tak! Widzę, widzę; to prawda! Zapomniałem, że nie mam niczego, więc po prostu idźcie spać, a ja skoczę po coś do jedzenia!” Kiedy Harry to powiedział, wymknął się i pobiegł najszybciej, jak tylko potrafił, do miejsca, gdzie schował swój obiad na złe czasy, i przyniósł w bardzo dobrym czasie pudełka i beczki wszelkiego rodzaju jedzenia oraz korzeni nadających się do jedzenia dla wszystkich swoich gości.
A przez cały ten czas ci, którzy czekali przy jego obiedzie, chcieli, aby stał się dobrym dzieckiem i nie chciał już wszystkiego dla siebie: a gdy ta modlitwa została usłyszana, Harry zrozumiał, że lepiej jest być wspaniałomyślnym i życzliwym.
Tak, teraz Harry wstaje wesoło i radośnie dla swoich gości i nie leży już jak ślimak, myśląc najpierw o swoim obiedzie.
To zupełnie inna sprawa: są wszyscy jego przyjaciółmi i działają wobec siebie tak, jak każdy chciałby być traktowany. Wtedy podróżowanie razem nie jest ponure i ciemne; cieszą się jak wesoły dzień; a gdy słońce świeci, ptaki śpiewają, a drzewa są oświetlone, wszyscy zjednoczyli się, aby przywołać Wiosnę do drzwi.