Dawno temu w magicznej dolinie żył mały smok o imieniu Daisy. Była mniejsza niż wszystkie swoje rodzeństwo, które często wyśmiewało ją, ponieważ jeszcze nie potrafiła latać. Każdego dnia rozszerzały piękne skrzydła i szybowały wysoko w niebieskim niebie. Ale biedna Daisy była zbyt przestraszona, chociaż tak często marzyła o lataniu. Leżała na kamieniu w słońcu, obserwując swoją rodzinę, jak wznosi się w powietrze, płacząc wielkie łzy, które często moczyły jej małe, mszyste gniazdko.
Pewnej gwiaździstej nocy, kiedy wszystkie smoki poszły spać, Daisy leżała czuwając, myśląc, jak przyjemnie byłoby, gdyby mogła unieść się w ciemne niebo. “Ojej,” pomyślała, “moje skrzydła nigdy nie urosną! Już są tak małe.” Wtedy Daisy wyskoczyła ze swojego gniazdka i poszła do potoku, który falował i migał, gdy gwiazdy odbijały się w jego miękkiej wodzie. Podziwiając swoje odbicie w strumieniu, zobaczyła, jak z jej pleców wyrastają dwa wspaniałe skrzydła.
“Ach, gdyby tylko urosły na tyle, bym mogła latać jak moje rodzeństwo!” westchnęła Daisy.
W tym momencie jej przyjaciel Rollo, kruk, przyleciał skacząc. To on pierwszy zauważył nowe skrzydła Daisy i powiedział: “Słuchaj, Daisy! To wspaniale; to sprawi, że staniesz się lotnikiem.”
“ Ale one są za małe, Rollo!” odpowiedziała Daisy. “Zajmie im dużo czasu, by urosnąć.”
“O, to właściwe podejście,” rzekł Rollo. “Cierpliwość to dobra cecha, a szybko się jej uczysz. Ale masz dobre skrzydła i nie wątpię, że w końcu będą ci świetnie służyć. Wiesz, że potrafisz rozłupać orzech, Daisy? Chwyć go swoimi silnymi małymi koralikami i daj mu cios, tak jak budzisz koguta. Wtedy odkryjesz, że masz w skrzydłach siłę, o której nawet nie myślisz. Spróbuj!”
Więc następnego dnia Daisy zwróciła dużą uwagę na to, co powiedział Rollo, i odkryła, że jej skrzydła są silne i potrafi latać na trochę. Potem mądry Rollo powiedział jej, że nie powinna się przejmować, czy są duże, czy małe, jeśli zawsze będzie myślała o Rollo, podczas gdy będzie latała. “Zamknij wtedy swoje skrzydła mocno i przyjdź do mnie. Reszta to moja sprawa.”
I tak Daisy odleciała, machając skrzydłami, i frunąc w niebo. Gdy myślała, że już wyżej nie poleci, nagle mocno zamknęła skrzydła i zaczęła opadać. W dół, w dół, opadała; a jej serce biło z osłabieniem, gdy zamknęła oczy. Ale jak gigantyczna poduszka, nagle Rollo, kruk, wzniósł się pod nią i Daisy delikatnie na nim wylądowała. Opadła, jak piórko unoszące się na wodzie, daleko w dół.
Tak dzień po dniu siła Daisy rosła; a gdy stawała się coraz silniejsza, wydawało się, że też rośnie i w końcu rzeczywiście zdobyła piękne duże skrzydła. Daisy była niezwykle wesoła i klaskała swoimi pazurkami, ponieważ już nikt jej nie wyśmiewał.
Jednak wiatry były tak zimne, a ona musiała latać tak wysoko za swoimi braćmi i siostrami, że skrzydła Daisy zaczęły boleć. “O! Już nie mogę,” powiedziała, gdy biedne skrzydła opadły jej na bok. “Muszę zejść i odpocząć.”
Na szczęście w pobliżu był mszysty kamień, w który Daisy wtuliła swoje zmęczone nóżki. Nagle powiew wiatru sprawił, że kawałek miękkiego mchu zadrżał, co, kołysząc Daisy, hummało:
“When down I sink on Earth’s soft breast,
And Nature cradles me to rest.
Whether I wake or never more,
I’m in my mother’s arms, Ashore.”
“Ah! To piękna kołysanka,” powiedziała Daisy, “i wspaniała poetycka mowa.”
“Przyniosłaś mnie tutaj,” kontynuował msz, “ładną drogą do nieba. To dobre miękkie mchy — czy weźmiesz trochę snu? Połóż się na chwilę na swojej ostrzeżeniu cioci, a niech mój najmiększy poduszka słonia leży obok twojego pandemonium łóżka,” rzekł mech, zdając się ponownie kołysać Daisy.
Tak Daisy wtuliła się w najmszystszy kawałek skały i zasnęła; lecz jej bracia i siostry, którzy wracali do domu, dostrzegli ją i chcieli ją obudzić.
“Nie budźcie jej, drodzy bracia i siostry,” powiedział Pierre, najlepszy muzyk wśród nich, “Wszyscy znacie tę piosenkę:
“When down I sink on Earth’s soft breast,
And Nature cradles me to rest.
Whether I wake or never more,
I’m in my mother’s arms, Ashore.”
Ach! droga damo, nie musisz przyciągać mnie w swoje zielone ramiona, ani nawet w skalisty łono, ani też w ciepłe gniazdo kury; gdzie cztery małe, dzielne braciszki skrzydeł Natury można znaleźć w każdym szlachetnym sercu człowieka.
Mówiąc tak, starsza siostra Daisy wylądowała, ale zamiast znaleźć cztery małe, mocne, trwałe skrzydła w szlachetnym sercu, odkryła, że w naszej dobrej, zasłużonej damie było wystarczająco miejsca dla całej rodziny młodych piskląt; ale nie chciały one się stękać, co było smutne dla tak dobrej damy. Cztery wzajemne przyjaciółki, które później podjęły się w czterech muszelkach na wycieczki, tylko w górę i dół, tu i ówdzie, bez narzekania i robienia więcej hałasu niż to absolutnie konieczne, w końcu westchnęły:
“Czujemy się tak szczęśliwi, och, tak szczęśliwi;
Reszta nie jest warta wymienienia.”
Więc odeszły, z tym przeraźliwie przyziemnym wyrażeniem w myślach, i żadnych żartów na czoło. A Daisy poleciała całą drogę z powrotem do swojego mszystego gniazdka, bo mech niesie wystarczająco dużo kłopotów rosyjskim żeglarzom na naszych wodach, a jeden śpiący Diabeł to za dużo, nawet na ewangelickim statku.
A co jeszcze mogę powiedzieć? O tak! Jeśli zechcą, będziemy mieli dialog na temat sposobu snu ludzi i opowiemy, jak nieproszony gość przychodzi z nimi do łóżka — kontrowersje nad cielesnym attaché; ale wtedy by się zdenerwowali, podczas gdy teraz wszyscy są zadowoleni i dobrze usatysfakcjonowani z nami, w każdym razie.