Dawno, dawno temu, na magicznej łące, gdzie dzikie kwiaty tańczyły do melodii delikatnego wiatru, mieszkała mała gąsienica o imieniu Klara. Było lato, a świat wokół niej był pełen żywych kolorów i radosnych dźwięków. Klara była ciekawą istotą, jej zielone ciało zdobiły maleńkie żółte plamki, a jej duże, jasne oczy zawsze szukały cudów.
Każdego dnia pełzała przez krople rosy, które błyszczały jak diamenty, jedząc liście i rozmawiając z przyjaciółmi, biedronkami i konikami polnymi. “Czy kiedykolwiek widzieliście wysokie, majestatyczne drzewa za naszą łąką?” zapytała. Większość jej przyjaciół wzruszyła ramionami, zbyt szczęśliwi w swoim małym zakątku trawy, by się tym przejmować. Ale nie Stara Bertha, mądra motylica, która często przychodziła z wizytą. “O tak, droga dziecinko, widziałam je wszystkie. A wkrótce, ty również zobaczysz świat z wysokości, których jeszcze nie potrafisz sobie wyobrazić.”
Klara była zdezorientowana. “Ale jak, droga Bertho? Zawsze będę gąsienicą.”
Stara Bertha zaśmiała się cicho. “O nie, moja droga. Wkrótce się zmienisz. Musisz zbudować sobie dom, kokonik, a wtedy twoja podróż się rozpocznie.”
Zmiana? Samego słowa przeszywał ją dreszcz. Myśl o przemianie w motyla przerażała ją. Co jeśli zgubi drogę, swoje drzewo, albo wszystkich ukochanych przyjaciół? Każdego wieczoru, gdy gwiazdy błyszczały nad jej głową, Klara przyglądała się swojemu odbiciu w rosy, myśląc o tym, co czeka ją w przyszłości. Każdego dnia, jej przyjaciele nucili wesołe piosenki, zupełnie nieświadomi kokonu, który powoli formował się w jej sercu.
Aż pewnego dnia, Klara poczuła dziwne łaskotanie na plecach. “O nie, o nie, to się zaczyna,” zawołała. “Teraz wszyscy zobaczą, jak się zmieniam.”
Ale jej przyjaciele tylko się śmiali i tańczyli. Wtedy stało się coś magicznego. Ciało Klary zaczęło twardnieć, a jej stara skóra odpadła. To było jak zrzucenie niewygodnego płaszcza. Wkrótce była enczowana w kryształowej powłoce, która iskrzyła się w słońcu. Klara czuła, jak natura owinięta wokół niej, ale jedyne, o czym mogła myśleć, to “Jestem całkiem sama!”
Czas się dłużył. Dzień zmieniał się w noc, a wkrótce ciemność zaczęła się zbliżać. Świat Klary się ściemnił. Znane piosenki dzikich kwiatów ucichły, a jasne światła gwiazd znikły. Można było usłyszeć burzę szalejącą na zewnątrz. Drzewa ryczały, wiatry wyły, a lodowaty palec strachu chwycił Klarę. I wtedy, to się stało – kryształowa powłoka pękła!
Klara była przerażona. Jeśli wyjdzie teraz, zostanie porwana jak uschnięty liść! “Twoje skrzydła są gotowe, śpiochu,” szepnęła Stara Bertha, która czuwała nad nią.
“Ale boję się,” wymamrotała Klara.
“Cóż, jestem tutaj i jestem pewna, że będziesz zdumiona. Po prostu wyjdź.”
Niepewnie, Klara zrobiła krok, potem drugi, aż dotarła do krawędzi swojej powłoki. Tam znów się zatrzymała. Potem powoli, wyciągnęła swoje nogi. Nagle, zaczęły się nagrzewać i rosły, aż przestała je czuć. Drżąc, Klara obserwowała, jak dwa piękne, kolorowe skrzydła rozwijały się na jej plecach, błyszcząc jak klejnoty w bladych promieniach poranka.
“Udało ci się, Klara! Teraz twoja prawdziwa podróż może się rozpocząć,” radośnie zaśpiewała Bertha.
Klara rozejrzała się. Zamiast strachu, poczuła przepełniającą radość kipiącą w jej wnętrzu. Z delikatnym machnięciem, wzniosła się na wiatry, wirując coraz wyżej. A co to było? Nad łąką, za drzewami, dostrzegła inne wzgórza, rzeki i doliny w oddali – tak wiele do odkrycia i podziwiania.
“Dziękuję ci, droga Bertho,” zawołała, szybując nad swoją łąkową ojczyzną. Drzewa machały, kwiaty zapraszały, a serce Klary śpiewało. Zmiana przyniosła jej świat pełen cudów.
Przez swoje przygody, Klara nauczyła się, że czasami wspaniałe rzeczy rodzą się z najgłębszych lęków. Niebo nie było ograniczeniem, ale tylko początkiem.