Pewnego słonecznego popołudnia Tilly, żółwica, powoli kroczyła wzdłuż plaży, jej oczy skanowały otoczenie. Wszyscy, w tym jej przyjaciel Benny, motyl, dotarli już do domu. Ale Benny nigdzie nie było widać.
„Oto ty, Tilly! Co robisz tam na dole?” wyszydzał jej inny przyjaciel, Granville, mewa, która szybowała nad głową.
„Och, Granville! Czy widziałeś Benny’ego?” zapytała Tilly, mając nadzieję, że jej przyjaciel będzie miał jakieś wieści.
Granville pokręcił głową. „Nie od rana. Lecę z powrotem do mojego przytulnego gniazda, żeby się zdrzemnąć. Nie ma sensu krążyć, gdy słońce tak jasno świeci. Może będziesz musiała poczekać do jutra.”
„Ale ja, ja obiecałam, że będę czekać na niego, aż wróci bezpiecznie z ogrodu kwiatowego,” zająknęła się Tilly, zerkając w stronę odległego patcha kolorów stworzonych przez kwiaty. „A potem wspólnie będziemy podziwiać zachód słońca.”
„Zanim dotrzesz do ogrodu kwiatowego i wrócisz z powrotem, słońce już zajdzie, a gwiazdy zaświecą jasno na niebie,” zaśmiał się Granville. „Dlaczego po prostu nie wrócisz do domu i nie położysz główki na chwileczkę? Benny jest w porządku, Tilly, zobaczysz.”
Ale Tilly spojrzała na swój zegarek. „Jest dopiero wczesne popołudnie,” odpowiedziała, „mam dużo czasu przed zachodem słońca. Rozpocznę swoją podróż wzdłuż plaży i wrócę w odpowiednim czasie.”
Granville wolno odfrunął, kręcąc głową z niedowierzaniem. Tilly stanęła wyprostowana, z podniesionym podbródkiem i okrągłymi oczami błyszczącymi z determinacji, zanim rozpoczęła swoją długą podróż. O tak, to miała być długa, długa podróż dla drogiej Tilly.
Na początku spacer wzdłuż plaży nie był zbyt trudny, ale im dalej szła, tym trudniej się robiło. Na początku szła komfortowo po gładkim, ciepłym piasku. Ale droga szybko stała się kamienista, a duże kawałki korali wystawały z piasku, czyniąc postęp bardzo bolesnym. Tilly pragnęła zawrócić do domu. Czy możecie sobie wyobrazić, jak żółwica dotarła do ogrodu kwiatowego, miękkiego, wygodnego domu Benny’ego, po tym wszystkim? Ale wtedy pomyślała o Benny’m i o tym, jak obiecała, że będzie czekać na niego. Jej nogi i stopy zaczęły bardzo boleć, ale szła dalej.
Nagle, z dużego kamienia pokrytego miękkimi glonami, ogromny krab zaczepiał jej drogę. „Trzymaj się z dala ode mnie, cokolwiek zrobisz, inaczej na pewno cię ukąszę swoimi ostrymi szczypcami,” krzyknął w jej stronę.
„Uważaj, uważaj! Ta żółwica wygląda na trochę śpiącą. Jeśli wejdzie w moje terytorium, nie wystawi swoich szczypiec ponownie na próżno,” ćwierkał piękny, zielony krab pustelnik z drugiego końca kamienia.
„Czy ktoś za mną podąża?” zapytała Tilly, ale krab zaśmiał się z niej szyderczo.
„Czujesz się tak śpiąca, że nie widzisz swoimi własnymi oczami? Cóż, rozejrzyj się dokładnie, głupia żółwico! Nie chcę cię ukąsić, ale tak jak idziesz, praktycznie prosisz o to.”
Nic nie mogło zatrzymać Tilly—i tak wędrowała dalej. Słońce zniżało się coraz niżej na niebie, podczas gdy jej małe nóżki kręciły się w kółko. Ledwie teraz mogła widzieć. Nagle, w niskim głosie tuż nad nią, usłyszała kogoś mówiącego: „Tędy—podążaj za mną!”
Na moment Tilly poczuła strach i spojrzała w górę, aby zobaczyć twarz wyschniętej rozgwiazdy. „Dokąd się tak spieszysz?” zapytała rozgwiazda swoim cichym, słodkim głosem.
„Szukam mojego przyjaciela, Benny’ego, motyla,” odpowiedziała Tilly. „Zaczyna się robić ciemno. Czy go widziałeś?”
„Och, tak,” odpowiedziała wyschnięta rozgwiazda. „Szukając swojej przyjaciółki, Tilly, żółwicy, został poinformowany przez Granville’a, mewę, że już dawno wróciłaś do domu.”
„Nie, nie,” nalegała Tilly. „Powiedz mi—czy to już długo, zanim dotrę do ogrodu kwiatowego?”
„Nie jest to bardzo długo,” odpowiedziała rozgwiazda. „Po prostu idź dalej prosto. Koniec podróży jest blisko.”
I tak Tilly znów stawiała kroki. Na pewno kwiaty nie mogły być teraz daleko! Wkrótce usłyszała czyjeś płacze. Jak hałaśliwe były te uciążliwe fale na plaży! Nigdy nie pozwoliłyby jej małym, ostrym uszom usłyszeć tamtego głosu, gdyby nie zrobiło się tak ciemno.
„To ty, Benny?” zawołała Tilly, wyciągając głowę do przodu. Ale duża muszla lub małż odpowiedziała w swoim twardym stylu.
„Nie! tak! nie! tak! To może być Tilly, a może nie być Tilly. Nie mogę być pewny w tej strasznej ciemności! Czy mogę powiedzieć tak, czy mogę powiedzieć nie?”
Tilly lekko pociągnęła się za podbródek, ale usłyszała tylko: „Nie! Nie! Odejdź stąd, pani Tilly!”
A potem, gdy muszla lub małż się zastanawiał przez chwilę, dodał: „Przepraszam, pani Tilly, ale jest zbyt ciemno, bym mógł cokolwiek zobaczyć lub usłyszeć. Po prostu idź i zapytaj swojego przyjaciela, gdy go znajdziesz.”
„Och, szybko,” wołała. „To nie może być daleko!” I z nową odwagą, ruszyła do przodu z wielką prędkością, jedna noga przed drugą. Gdyby tylko mogła dotrzeć do ciepłego, pachnącego ogrodu kwiatowego swojego przyjaciela—wszystko wokół niej stawało się coraz ciemniejsze.
Lecz nagle jasne światło zabłysło tuż przed nią i mogła zobaczyć tysiące wypukłości kołyszących się w górę i w dół ponad tysiącem, tysiącami ognistych, migoczących gwiazd. Jak dziwne to wszystko się wydawało! Wszystko wyglądało na odwrócone, a ona prawie płakała, gdy nagle jej przyjaciel Benny wylądował jak piórko z nieba na jej plecach.
„Powolny, ale stały wygrywa wyścig,” powtórzył i odleciał w śmiechu, jego skrzydła błyszczące jak małe tęcze przy jego bokach.
A teraz, ach, jak pachniały te kwiaty i jak świeciły! Gdy ostatnie różowe promienie zachodu słońca całowały ciepłe wiatry na plaży Black Skimmer, Tilly odpoczywała pod środkiem kwiatowego kwiatu!