Pewnego pięknego, zimowego dnia, ciekawski mały pingwin o imieniu Pippin postanowił, że chce zrobić coś innego i ekscytującego. Wiesz, że żył zupełnie sam, oprócz kilku mew i rodziny fok, które czasami go odwiedzały. Nawet pingwin ma dość tych samych starych czynności, niezależnie od tego, ile ryb złapie do jedzenia!
Każdy dzień był dokładnie taki sam jak poprzedni — aż do dziś. Ale dzisiaj miało być jeszcze bardziej ekscytująco, ponieważ Pippin zamierzał odbyć długi, długi spacer.
Teraz wiesz, że Biegun Południowy jest bardzo zimnym i ponurym miejscem dla nas, ale dla pingwina staje się bardziej przyjemny, gdy zdasz sobie sprawę, że są tam lodowe lasy i śnieżne tunele, w których może się bawić. Podążajmy za Pippinem i zobaczmy, co takiego robi!
Wkrótce po rozpoczęciu drogi Pippin natrafił na bardzo głęboką szczelinę w lodzie, która tworzyła most, a poprzez ostrożne macanie swoimi krótkimi nogami pomyślał, że będzie bezpiecznie przejść. Więc wrzucił kamień, NIE ZBYT SILNY RZUT, ale nie tak luźny, by nie spadł, i rzeczywiście spadł dokładnie w dół.
Najpierw, słuchaj! Wszystko, co mógł usłyszeć, to wiatr świstający przez okropną dziurę. Nic nie wyglądało, jakby mogło tam żyć, więc sprawdził, wziął głęboki oddech i ostrożnie przeszedł. Most zaczął się chwiać, ale Pippin rzucił się na brzuch, rozkładając skrzydła, aby zrównoważyć sytuację i przeszłł na drugą stronę.
Ależ to dziwne miejsce! Lodowe ściany wznosiły się wokół niego tak daleko, jak jego wzrok sięgał; a co gorsza, czuł się tak mały i samotny. Musiał zejść po trzech schodkach, zanim mógł dotrzeć na dół; następnie znalazł się przed kolejnymi schodami schodzącymi w dół. Ledwie mógł określić, jak daleko te nieskończone schody prowadziły!
Chwiał się trochę z jednej strony na drugą z krótkim podekscytowanym skokiem od czasu do czasu. Jakieś małe stworzenia niepewnie zaglądały z dziwnych, ciemnych miejsc. Nie przejmuj się; Pippin miał w kieszeni trzy całe kanapki i zamierzał je zachować i dać sobie jedną. Więc zamiast być pusty, bez nikogo, był całkiem szczęśliwy i zadowolony.
Płacił cały czas małą szpilką, którą miał w swojej klapie, kiedy odpoczywał w domu.
Czuł się zdziwiony, że w ogóle miał szpilkę do noszenia: może została mu podarowana przez jakąś drogą mamę, lub przywieziona jako ostrzeżenie dla niego samego. Tak czy inaczej, czuł, że ma ogromną odpowiedzialność, gdy miał do wykonania tak delikatne dzieło miłosierdzia. I przez całą drogę śpiewał małą piosenkę, tak jak miał urlopy śnieżne, paląc swój chusteczkę do końca i zostawiając najpierw na umywalce, aby topnieć przy muzyce do lekcji śpiewu. Małe ramiona z małym drżeniem miały oznaczać, jak szczęśliwe mogą być wszystkie rzeczy od czasu do czasu, a skrzydła po obu stronach reprezentowały naturalne podekscytowanie, jakie czuje się w takim towarzystwie.
Jednak długie odległości nigdy nie męczą energicznego pingwina. W końcu, jednak dotarł do końca drogi, która nigdy się nie kończyła. O Boże! jak zimno było: nawet jego kanapki stały się całkiem twarde!
Nie było czasu, by o tym myśleć! Więc, obracając się, przeszedł na trochę, albo na dużą odległość — naprawdę nie wiedział, ile; gdy tak szybko, nie mając żadnego dokładnego pomysłu jak i gdzie, pojawiła się kwadratowa, czarno-biała rzecz i podeszła do niego z:
“Dobry wieczór! Czy byłbyś tak miły, aby powiedzieć, jakie jest moje imię?”
Jednak Pippin nie potrafił go przeliterować, nawet gdyby to miał być jakiś komfort, ponieważ składało się z czterech dziwnie wyglądających a lub dwóch e do góry nogami — z wyjątkiem dwóch nóg, były to t bez przekątnych. Więc nigdy, nigdy, nigdy nie mógł się dowiedzieć! Udało mu się jednak zapytać, gdzie znalazł wydrukowane imię.
“O, na wszelkich mapach, lub przed statkiem, lub gdziekolwiek. Ale czy nie wiesz, że musisz iść całą drogę z drugiej strony najpierw? Potem jesteś wysyłany tam: potem z powrotem, bardzo czarnym o półtora stopnia; ale na końcu w końcu! Zrobiliśmy to w pięćdziesiąt.”
“Uważam, że to nie więcej niż pięć setnych tego,” odpowiedział radośnie Pippin.
“Moglibyście zobaczyć sami!” odpowiedział drugi. “Ale idę z tobą, żeby zobaczyć, że mamy teraz dobrą kolację.”
Wkrótce potem spotkali dwa ciekawe małe punkty szybko idące w ich kierunku. Okazało się, że był to indyjczyk i malajski ambasador, którzy mieli rozwiązać trudności wojenne pozostające wciąż na kontynencie. Szybko doszli do wniosku, że podczas, gdy poprzedni eksplorator z powodu klimatu straciłby całkowicie zdolność poruszania się, reprezentanci każdej temperatury łatwiej zwrócą na siebie uwagę, a mianowicie, bądź łodzie, bądź komfortowa sąsiedztwo do ich wyboru na danej linii, pod warunkiem, że będą zaopatrzeni w ograniczenia i podadzą również niezbędne jedzenie.
Ci ambasadorzy przyjęli nowego eksploratora z radością i różni, czy stany te są nowościami z drugiej strony równika, i poszli w porządku po obu stronach. Następnie czwórka prowadzona przez Pippina, który wydawał się znajdować drogę, jak szli dalej, zaczęła marsz.
Jak tylko się zatrzymali, każdy z tubylców natychmiast się wywrócił lub przewrócił na drugą stronę, po czym odzyskali swoje klimaty spokojnie. Ambasadorzy następnie się odwrócili i chwycili się za ręce, pokazując wyraźnie, że nie ma sensu próbować zapobiegać komukolwiek zatrzymywać się tam, gdzie chce. Każdy z nich zrealizował CHŁÓD, który wcześniej zazdrościł; a co do poruszania się z odpowiednią temperaturą, nie pragnęli żadnej wody na mózgu! I tak całkowicie nowa sojusz została w jednym czasie utworzona.