Max i Smok

Max był ciekawskim chłopcem, który uwielbiał wspinać się na drzewa i eksplorować las w pobliżu swojego domu. Pewnego ciepłego letniego wieczoru postanowił zapuścić się dalej niż kiedykolwiek wcześniej. Kiedy słońce zaczęło zachodzić, znalazł się u podnóża Szczytu Smoka, góry, o której wielu mówiło, że jest nawiedzona przez stworzenia, które wciąż nie zostały odkryte. Jednak myśl o stworzeniach nie przerażała Maxa; wypełniała go dreszczem ekscytacji!

Właśnie kiedy zamierzał się cofnąć, usłyszał szelest w krzakach nad sobą. Przetarł oczy w blaknącym świetle i zobaczył coś, co wyglądało jak sterta kamieni. Wspiąwszy się trochę wyżej, zdał sobie sprawę, że wcale nie są to kamienie! Nagle krzaki się rozstąpiły, a pojawiło się stworzenie tak wspaniałe i przerażające, że odebrało Maxowi dech—smok!

Smok miał złote łuski, które błyszczały nawet w przyćmionym świetle. Spojrzał na Maxa z ciekawością swoimi ogromnymi fioletowymi oczami. Wtedy Max zauważył coś białego leżącego wśród krzaków. Zrobił krok bliżej. “Jajo!” wykrzyknął. “Jajo smoka!”

Na dźwięk jego głosu smok zwrócił wielką głowę w stronę Maxa, a ten poczuł przypływ paniki. Czy przyszedł, aby chronić swoje młode? Zanim zdążył pomyśleć, Max odwrócił się i uciekł w dół góry tak szybko, jak mógł.

Jednak następnego wieczoru wydarzyło się coś dziwnego. Przechodząc poniżej Szczytu Smoka, Max usłyszał krzyk z góry. Czy smok nie wiedział, że nie miał zamiaru kraść jego jaja? Niepewnie spojrzał w górę — i tam, szybując po wieczornym niebie, był smok! Z małym smokiem fruwającym obok niego, podleciał w jego kierunku.

Max miał wrażenie, że jego serce wyskoczy z ciała. Odwrócił się i biegł. Jego małe nogi ledwo go niosły, ale nigdy nie odważył się spojrzeć wstecz. Nagle potknął się o korzeń i upadł, jego serce szalało w piersi. Czy smoki rozszarpią go na kawałki?

Lecz gdy Max otworzył oczy, zobaczył, że patrzy w fioletowe oczy smoka. Jego ogromna głowa była pochylona blisko niego, a obok stał mały smok, który z ciekawością przyglądał się Maxowi. Max poczuł ulgę, a wkrótce dzika furia i ekscytacja, które odczuwał, zaczęły ustępować.

Spokój łagodnych gigantów uspokoił go. Niepewnie wyciągnął rękę do małego smoka, który ją powąchał, a następnie szturchnął ją swoją wielką głową. Max zaśmiał się z radością. Większy smok wydawał się zadowolony. Jego ogromne skrzydła były blisko złożone, niemal jakby była to kura przykrywająca swoje pisklęta swoimi piórami.

Max wstał na nogi i rozejrzał się. Znał drogę i czuł, że może posłuchać. Smok matka delikatnie machnął skrzydłami, jakby mówił mu, żeby wsiadł na małego smoka.

Max szybko dosiadł małego, a matka smok wzbiła się w powietrze z potężnym uderzeniem skrzydeł.

“Wow, latam!” krzyknął Max, który często marzył o tym, ale nigdy nie miał nadziei, że naprawdę to spróbuje.

W górę i w górę, mały smok szybuje. Z każdą chwilą ziemia pod nim stawała się coraz mniejsza, aż nawet drzewa wyglądały jak źdźbła trawy. Mały smok rytmicznie machał skrzydłami, podczas gdy Max patrzył w dół z zapartym tchem.

Potem mały smok wzniósł się nad ciężkie cienie góry, gdzie ojciec smok zazwyczaj spał. Szybowali w przestrzeniach skąpanych w słońcu w górnym niebie, gdzie małe ptaki śpiewały przenikliwie i latały szybko. Każda chwila niebo wydawało się szersze, a cisza stawała się coraz głębsza.

Potem przyszła wielka burza. Górne niebo zrobiło się szare i ciężkie, spokój powyżej został zmyty przez deszcz. Wiatr wył i zrywał się wśród drzew lasu. Woda lała się w strugach, a od czasu do czasu błyskawica przerywała niebo.

Max siedział skulony na swoim małym rumaku, który mocno się starał utrzymać na nogach. Mocno trzymał się jednego z jego małych rogów i krzyczał do łagodnego giganta, który schował się nad swoim młodym, aby ochronić go przed zemstą burzy. Ale Max, będąc odważnym chłopcem, nie miał myśli o przerażeniu, chociaż był przemoczony do suchej nitki.

Nagle mały smok skulił się, a potem pozwolił sobie spaść. Gniazdo ojca było tuż poniżej nich na dziwnej półce skalnej. Na początku Max miał nadzieję, że dotrą do półki, ale kiedy wylądowali, ziemia przechyliła się na bok, a Max został wyrzucony.

Nie wypowiadając ani słowa, ojciec smok wziął półkę swoimi ogromnymi pazurami, a mały wspiął się na szczyt, gdzie rozłożył się naprzeciwko matki, aby Max mógł być osłonięty przed deszczem.

Max wdrapał się do nich; czuł tyle dobroci i wdzięczności, że wtarabanił się w ciepły uścisk matki smoka i zasnął.

Gdy obudził się rano, niebo było niebieskie i spokojne. Dwa małe smoki spały spokojnie obok niego, jedno z każdej strony. Wyglądały jak dwa małe kociątka, z ogonami zgiętymi na grzbietach, a promienie słoneczne tańczyły na ich złotych łuskach.

Max wstał i przeszedł na drugą stronę półki. Poniżej leżał las Pettycourt. Ponieważ był tak blisko gniazda smoka, pomyślał, że jego matka może się o niego martwić. Myśl o śniadaniu również uczyniła go dość szczęśliwym. Odwrócił się, aby porozmawiać ze smokami, ale ku swojemu przerażeniu, odkrył, że są już obudzone i machają ogonami w furii.

“Dziękuję za waszą dobroć,” powiedział Max, który odszedł poza zasięg głosu, aby smoki nie pomyślały, że się z nich nabijają.

Machnął kapeluszem jako znak pożegnania i krzyknął: “Hurra dla was!” podczas gdy ześlizgiwał się w dół góry. Smoki nagle zrozumiały, że nie są jego wrogiem; wzbiły się w powietrze i tańczyły wokół siebie, unosząc swoje żywoty i kręcąc się w kółko. Gdy znów osiadły w swoim gnieździe, zawołały “Brah”, aby wyrazić swoje uczucia wdzięczności.

Gdy Max dotarł do żwirowej alei, usłyszał ciche grzmoty piorunów; a następnie nagle matka smok zjechała z gniazda, zabierając ze sobą swoje dzieci i wzbiła się w chmury. Trzy smoki zniknęły z oczu, podczas gdy Max spotkał swoją zachwyconą matkę i strumień ciekawych sąsiadów.

English 中文简体 中文繁體 Français Italiano 日本語 한국인 Polski Русский แบบไทย