W urokliwej wiosce mieszkała pracowita rolniczka o imieniu Bella. Każdej wiosny przygotowywała się do sadzenia swoich ukochanych fasoli, często marząc o tym, że pewnego dnia zdobędzie magiczne fasole, które zapewnią jej sukces bez potrzeby ciężkiej pracy. Mimo tych marzeń, rzeczywistość była taka, że całe jej utrzymanie zależało od wyprodukowania obfitych zbiorów każdego roku.
„Ach,” wzdychała, „gdybym tylko mogła posadzić magiczną fasolę, która rośnie sama i produkuje fasole bez żadnego wysiłku.” Ale nie istniały takie rzeczy jak magiczne fasole.
Kiedy nadeszła wiosna, wstała wcześnie, zabrała się do pracy i posadziła cały swój plon. Kiedy wieczór się zbliżał, jej sąsiad Jess przyszedł na pogawędkę. „Jak się masz? Gotowa do rozpoczęcia sadzenia?”
„Tak, właśnie kończę. Ale powiedz mi, czy kiedykolwiek słyszałeś o magicznej fasoli? Sadź ją, a ona rośnie sama.”
„Bzdura. Wszystkie fasole, które znam, trzeba pielęgnować i podlewać, przekopywać i sadzić z powrotem, a potem zbierać, zanim będziesz mógł je zjeść.”
„Ale słyszałam, że są fasole, które pracują same i rosną same, co czyni całą twoją pracę niepotrzebną. Powinieneś zdobyć kilka,” zasugerowała Bella z zapałem.
„Więc jesteś rzeczywiście szczęściarą,” powiedział Jess, „bo znam taką fasolę.”
„Gdzie mogę ją zdobyć?” zapytała Bella z entuzjazmem.
„Pokażę ci. Przyjdź tutaj po zmroku, a ja zaprowadzę cię do miejsca, gdzie rośnie.”
Jess był bardzo uprzejmy w tej sprawie, a Bella przyszła później z torbą, gotowa do zbierania fasoli. Kiedy dotarła do miejsca w lesie, znalazła swojego przyjaciela Jessa, i nie zauważyła, aż po tym, jak ją zaprowadził, że tak naprawdę schodziła w dół wzgórza do bagna, gdzie fasole byłyby mało użyteczne, a Jess uważał się za bardzo sprytnego, oszukując swoją sąsiadkę.
Bella wróciła smutno do swojej żony i narzekała na pecha, jaki miała w znajdowaniu wystarczającej ilości fasoli do zasadzenia.
„Znalazłam dużo w bagnie, ale obawiam się, że nie będzie nigdy więcej niż wystarczająco dla mnie. Nie powinnam narzekać; to naprawdę moja wina, że jestem takim głupcem.”
Tak mijały tygodnie, a każdego dnia Bella podlewała mały kawałek ziemi, wyrywała chwasty i obserwowała go, mając nadzieję na fasole.
Pewnego pięknego dnia sąsiad przyszedł z narzekaniem bardziej niż zwykle. Zapytała go, co się stało.
„Moje fasole zjadły myszy,” powiedział.
„To nie jest dobry rok dla fasoli,” odpowiedziała. „Ale nasze będą lepsze w czasie zbiorów.”
W połowie lata, gdy cały pyłek był przenoszony z kwiatka na kwiatek przez pszczoły, a każdy kwiat czekał na swój cenny skarb w postaci wczesnych owoców, do wioski znów przybył włóczęga-muzyk, którego wszyscy tak chętnie widzieli o zachodzie słońca, gdy po ciężkiej pracy dnia, słodka melodia przypominała im, że minęły godziny na śpiew i opowieści przed snem.
Dni mijały, dojrzejąc plony biedniejszego rolnika. Tylko fasole Belli powoli dojrzały w gorącym słońcu, by uschnąć w powiewie wzgórza, aż nadszedł czas na festiwal fasoli.
Żona Belli nie mogła tego zrozumieć.
„Myślałam, że będą rosły same, bo tak szukałaś nasion w lesie.”
Ale mijały miesiące, a w końcu nadeszły zbiory, a po należytej pracy wszystkie fasole i inne plony Belli były zebrane, a fasole okazały się naprawdę tak piękne, pełne i delikatne, jak tylko można sobie wymarzyć.
W następny piątek ogłoszono festiwal fasoli w całej wiosce. Jak ludzie rozmawiali i jak dzieci zgadywały, które będą najlepsze, okrągłe białe fasole, długie zielone fasole w strąkach, czy marmurkowe fasole, zielone i fioletowe. Wszystkie oczy zwrócone były na Bellę, której wspaniałe zbiory uczyniły jej ogród widokiem, na który ludzie udawali się na festiwal. Najpierw jej dom został ozdobiony na tę okazję girlandami z kukurydzy i kwiatów fasoli oraz zielonymi flagami zwisającymi z każdego słupa.
Bogaci i biedni przyszli w wielkiej liczbie, a wszystkie kawki, wróble, wiewiórki oraz inne ptaki i zwierzęta z najbliższego otoczenia były dobrze nakarmione. Mieszkańcy, z torbą na plecach i trąbką w ustach, ustawili się w procesji „wojskowej” w drodze do domu burmistrza, który chwalił się, że nigdy nie skosztował tak świeżych, delikatnych, młodych fasoli.
„Kto je wysłał? Kiedy przyszły?”
Gdy każda kosz z fasolą był odkładany, burmistrz zagłębiał swoje usta i widelec w potrawę i ogłaszał, że nic w jego ogrodzie nie mogłoby się równać z tą potrawą.
Z wszystkich stron wciąż przybywali wieśniacy, którzy usłyszeli złe wieści o małych zbiorach, aż w końcu żona Belli miała ogromny kosz fasoli.
Na następne danie podano śmietanę w glinianych misach, z drożdżowymi ciastkami i wszelkiego rodzaju plackami. Inny kosz przyniósł Bella, potem jeszcze jedno danie od przyjaciela; a kiedy dzwony ogłosiły czas powrotu do domu, pani Bella wróciła do swojego domu z wielkim zmartwieniem, ponieważ z pięciu przyniesionych koszy jeden niespodziewanie został pusty, ale wszyscy twierdzili, że nigdy w całym swoim życiu nie jedli nic tak pysznego.
„Bella zdobywa nagrodę,” ogłosił burmistrz, a tłum krzyknął z radości.
Byli starymi przyjaciółmi i śpiewając rodzaj piosenki miłosnej, wieśniacy zaczęli tańczyć wokół Belli, która stała jako królowa festiwalu w koronie z zieleni.
Ale festiwal zbiorów fasoli Belli nie może być opisany w szczegółach, tak samo jak jej łzy i wymówki gości, którzy twierdzili, że nigdy nie jedli fasoli tak dobrej, podczas gdy sami i szczury oraz króliki jedli jej fasolę, więc niewiele zostało.
Lecz tłum radował się i krzyczał w radości na zbiory Belli. Nawet jej żona prowadziła aplauz, mówiąc: „Jedno, co mogę powiedzieć, to że osobiście jestem znacznie lepiej traktowana, chociaż wciąż tam, gdzie mieli własne, kiedy nie chcą twoich do jedzenia. Ale z wielkiej potrawy fasoli, ledwie dwadzieścia z setek potraw jest zaskakujących. Ale może chciałbyś kilka tych, które O.P. miał. Wszystkie je zebraliśmy w lesie — i nie zjedliśmy ani jednej.”
„Ballada o najpożyteczniejszych fasolach — kilka źdźbeł.”
Bella miała na myśli, że po tym incydencie wszystkie nasiona i pędy drzew i krzewów zostały posadzone w ogrodzie, by rodzić dla Królowej Belli, a ona pielęgnowała i podlewała je, modliła się i szukała tych, które były większe niż jej kuchnia, ale jeśli wszystkie nasiona rosły tak, jak nasiona „Słodkiej Świętej Marii”, to dlaczego mieć pretensje, jeśli same rozsadzą niebo?
Gdy ptaki trzymały się z daleka od gór Czarnego Lasu, a jeszcze więcej z tych pierwszych, przestała pożyczać, kiedy niedaleko miała rosnące plony o największych możliwych rozmiarach.
Ale, jak większość pięknych snów dobiega końca, ten również; a przed nią rosły tysiące metrów, które każdego ranka sama sprzątała.
„Ciekawe,” pomyślała, „o co w tym wszystkim chodzi i ile kosztowałyby koraliki, które nosiliśmy” — tutaj zauważyła ludzi rzucających rzeczy przez mury — „sto funtów fasoli, kto by się tego spodziewał! Chodź, rozchmurz się na coś, co trudno uwierzyć,” tuż, gdy pan Dolktrostone przybył do tego samego domu, aby pić fasolę ze swoją żoną!
Lekcja, której Bella nauczyła się z tej przygody, jest prosta, ale głęboka: Ciężka praca często przynosi bardziej solidne i satysfakcjonujące rezultaty niż pokusa łatwego sukcesu.