W urokliwym małym miasteczku, położonym między bujnymi wzgórzami a błyszczącymi strumieniami, mieszkała dziewczynka imieniem Lola. Każdej wiosny, gdy świat budził się z zimowego snu, wychodziła do swojego ogrodu, magicznego królestwa, w którym kwiaty szeptały starożytne sekrety, a drzewa tańczyły w delikatnym wietrze. Ale ta wiosna wydawała się inna; osobliwy niepokój ciągnął ją za serce. Jeszcze wczoraj, polerując swoje małe, lśniące srebrne buty, spojrzała w lustro i zauważyła coś niepokojącego: na jej małych stopach nie było ani jednego magicznego błysku!
“Może stukanie moich butów mogłoby wywołać mały błysk, ale nie, nie mogę na nich polegać. Jestem wróżką, więc muszę mieć magię,” powiedziała Lola, lekko zaniepokojona, gładząc niesforny kosmyk włosów z czoła.
„Ojej!” wykrzyknęła, zdając sobie sprawę, że spóźnia się na poranną szkołę. „Do przodu, moje małe buty,” rozkazała Lola, próbując podnieść swoje opadające na duchu. Każdy ich krok wywoływał małe kwiaty na zakurzonej nawierzchni.
„Ale to nie są moje kwiaty; to są kwiaty wiejskich dziewcząt,” westchnęła Lola.
Lola kochała kwiaty bardziej niż cokolwiek innego, oprócz swoich butów i ogrodu. Każdego dnia starannie dbała o swój ogród, śpiąc z nasionami pod poduszką, by być miłą, mając nadzieję na ich sny. Ale gdy stała pod rozkwitającym balkonem, scena nie napełniała jej serca radością.
Obserwowała wiejskie dziewczęta, które zbierały kwiaty z każdego zakątka ogrodu i wieszały je jak girlandy na każdej małej gwoździu w ich maleńkiej chacie. Widok przypomniał jej zeszłoroczne szklarnię wypełnione egzotycznymi i pachnącymi roślinami, gdzie nie mogła sobie pozwolić na stratę choćby jednego kwiatu. Stary Splun i Brudny Łeb kręcili głowami z niedowierzaniem, nie mogąc pojąć, dlaczego Lola wydawała się smutna.
„Masz dobre serce, droga Lolu,” powiedział Splun. „Pamiętaj tylko, aby nie wydawać każdej monety na słodycze w sklepie, nie oszczędzając ani jednej czy dwóch na swoje jasne buty. A jeśli pozostaniesz dobrą dziewczyną, wkrótce będziesz miała najlepsze kwiatowe dekoracje.”
Ale łzy napłynęły jej do oczu: „Och! Gdybym tylko była prawdziwą wróżką i mogła czarować palcem jak kwiaty grochu na stacji Apfelstedt, jednym machnięciem mojej ręki! Nie wyobrażasz sobie, stary Splun, że moglibyście nas czarować w sekundę?” zapytała, wskazując na doniczkę pokrytą zieloną skorupą.
„Ach nie, mała dziesiątko,” powiedział Splun.
„Co nie jest, to nie jest, a czarowany garnek wymaga kuchni kucharza i wielu rzeczy; i garnków i patelni, droga miss, i tego rodzaju konserwantów, nie ma tu wróżki, wiesz, nie! A do czarowania kwiatów w twoim wieku, to byłoby głupotą.”
„Ale nie możesz tu zjechać z czymś, jak kwiat grochu?”
„Jak siostra powiedziała, te małe czerwone buty to małe bogi i nie mogą iść nigdzie bez ciebie.”
„Chcę powiedzieć bardzo szczęśliwe kapcie,” powiedziała biedna Lola, trąc nos do chusteczki, bo miała katar. Więc założyła swoje złote okulary i ostrożnie pochyliła się nad koszem ogórków.
Lola, blisko swoich stóp, również delikatnie pochyliła się nad swoim koszem, skręcając ręce, które często były splątane z wiejskimi fiołkami. Wytarła oczy, które zdobiły letnie perły, przy muffie bukietów i uciekła z ukłonem.
Biedny stary Splun uprawiał różne kwiaty, mozolnie spryskując gorącą wodą z butelki Ligi, więc często mijały sześć tygodni, zanim wnętrze plonów zaczęło się ujawniać. Następnego poranka, po nieco szaleństwie z nasionami i użyciu, była z Bedylem i płynęła w górę i w dół ogrodowymi alejkami, by nie widzieć dziewcząt wieszających swoje kwiaty i mieszających ogród.
W końcu, aby uwolnić się od tych uciążliwych wizji, nagle skręciła do swojego domu.
„Co!” wykrzyknęła, wchodząc; „czyż to nie jest pawio-fioletowa maliia, którą widzę na mojej półmisku, przy słońcu niemal oślepiającym! Ale jak mogą pawie przybyć tak szybko! Moje fantazyjne złoto, srebro i błękit są po prostu czymś innym, podczas gdy żółty ma tu i ówdzie mozaikę, a to kolory w ogrodowym stawie na górze, by wyhodować maki. A te małe pióra, jak płonąca lawa, i ty nie uwierzysz, że znalazłam je siedząc na garnku!”
„To moje fantazyjne buty; dałam im pawie zatruwające kwiaty noc przedtem, a ty nie masz najmniejszego pojęcia, jakie kolorowe buty te pawie robią! I to z dokładnie tej samej doniczki!” powiedział wujek Bich.
„Po prostu wspaniale!” powiedziała Lola.
Potem niemal skoczyła w swoich pawich butach w kierunku łóżka ze szparagami, które niemal ożyły, przebijając się przez trzciny, a przynajmniej, oczywiście, wzięła bukiet kwiatów z przejścia targowego. Nagle wpadł jej do głowy pomysł i sformułowała małe ogłoszenie:
„Posłanie, Brudny Łeb!”
„Króliki z końskiego włosia,” wydawały się wystarczające na koszyk. Wkrótce leżało wystarczająco dużo róż, lilii o orzechowym zapachu, kokoryczek, zawilców, goździków i truskawek do kwiatów na całym rynku Natchists, podczas gdy chciwe kury powróciły do domu, zupełnie zawiedzione.
„Mam nadzieję, że ich nie pożrą,” powiedziała Lola.
Następnego wieczoru, tylko po to, by mieć swoją filiżankę i buty dla Tittel Tee i innych kolumbijskich cudeńek, a kwiaty naprawdę przetrwały osiem dni. Następnie, wracając ze szkoły, cóż, patrz na to, co jest octem! To znaczy, Dee Dee zeszłej nocy w świetle księżyca napełnił kolejny garnuszek, i nie było pomyłki.
„To wygląda kosztownie, bo cena tu nie jest problemem, to sprawa wysokiego polepszenia,” świecił Stary Łeb, zrywając róg notatki.
„Miło jak niektóre rzeczy w umbilice, prawda?” zacytował Stary Splun, wydobywając długą nutę na ten temat, jakby był to niespotykany śmieć.
„Strasznie miłe,” powiedział, bardzo dyplomatycznie, Brudny Łeb.
„Co dalej?”
„Kwiat otoczony stawem jest bardzo sztywny, niezbyt kwiecisty, powinno się pomyśleć,” i wtedy wszyscy poszli.
Całe miasto pachniało cudownie, a przy swoim pierwszym pojawieniu się, biedna pani Peterman omal nie zemdlała z powodu zapachu, podczas gdy jeden wysoki chłopak spędzał jeszcze lepszą noc w szpitalu, prosząc strażnika, aby w żadnym wypadku go nie dotykał ani nie pomagał.
Na dziedzińcu, prawie całkowicie ograniczonym przez Urokowaną pewność klina, były to buty, które w tym roku miały zrobić wszystko, by pawie nie zajmowały żadnego zakątka wysoko w koronie kasztanowca, a kury nie okaleczały się walcząc i dziobiąc między czerwonymi głowami, które uciekły w pewnych spódniczek karzeł i znalazły się na nie mniej niż sześciu dorickich wargach kalabasu.
„To tylko jabłka z Raju,” odpowiedział poszarpany pułk z chwiejnymi zębami; „w przeciwnym razie nie mamy nic do jedzenia!”
„Czy nie macie grooma?” zapytał drugi bucik z krzywym uśmieszkiem.
„Och! z pewnością wszyscy poeci z Grecji knują przeciwko woźnicom, że te wysokie niehigieniczne buty były woźnicami, zanim stanęli mi na stopach. To niewiele się zmienia; pomóżcie sobie! A jeśli zbierzecie tarty, to uważajcie, by nie zjeść trujących, bo jedynie rzucać im kamieniami w nos można. Głowa blisko obok to jedna lub dwie małe patelnie mchy: ale nie pytajcie zbyt ciekawie, bo być może poczujecie się na to okropnie,” powiedział wujek Bich, przyłączając się.
Morskie wojska wróciły w żałobnych szatach ciemnych jak dusza ich pana, z takimi kątami, świecznikami i pustymi skrzynkami szkolnymi, że szczerze sądzę, iż powinny były zaoszczędzić na poczcie. Z czystego współczucia połowę wewnętrznej komory serca miałem zamienioną w swoją własną słońce-śpiew.
Och! to była piękna realizacja raju-bagażu; nie jak te westchnienia, przynajmniej się spóźniam na szkołę!