W pięknym ogrodzie, otoczonym wysoką zieloną trawą i malutkimi kwiatkami, mieszkał mały świetlik o imieniu Lili. Była szczęśliwym świetlikiem, zawsze uśmiechniętym i skaczącym w ciągu dnia. Ale w nocy, gdy jej przyjaciele wychodzili się bawić, czuła się nieśmiało i chowała się wśród stokrotek, ponieważ nie potrafiła migotać i świecić jak oni.
Kiedy tylko pojawiała się duża, jasna gwiazda, wszystkie świetliki tańczyły w kręgu wokół swojego drogiego, starego przyjaciela. „Och, jak wspaniała jesteś!” mówili. „Jesteś świetlikiem na niebie!”
W takich chwilach biedna Lili była bardzo smutna, ponieważ pragnęła pomóc swoim przyjaciołom. Pewnej nocy wyszła, gdy pomyślała, że wszyscy jej przyjaciele powinni odpoczywać, i podeszła do stóp starego zegara, który cały dzień wydawał dźwięki „Tyka – tyk, tyka – tyk”. Jej pragnienie w tej chwili było mieć malutkie światło własne, nawet najmniejsze, które mogłaby nazwać swoją latarenką.
I nagle, to się pojawiło! O, takie piękne czerwone światło! Tak słabe, ale oświetlało ją całkowicie. I cóż za ładny widok stworzyła, gdy huśtała się tam i z powrotem u podstawy mobilnej stopy zegara! Zapomniała o wstydzie i tańczyła wesoło jak nigdy dotąd. O! Dlaczego trzymała się w milczeniu przez ten cały czas?
„Wejdź do nas,” zawołał jeden z większych świetlików. „Jest tu fajna impreza, gdzie jest dużo słodkiego miodu. Po południu będzie bankiet ze świetlikami kwiatowymi.”
Na te słowa Lili zadrżała z lęku, bo nie miała przyjaciela, który by się nią zajął, a jak miałaby znaleźć tak wielką ucztę samodzielnie? „Będzie ciemno i samotnie potem; nie, nie,” westchnęła Lili, „wolałabym nie iść. Dziękuję mimo wszystko.”
Łzy spłynęły po twarzy małego świetlika, gdy jej przyjaciele odleciały, ale wkrótce otarła oczy i usiedli na swoim małym zegarze, śpiewając dla siebie, aż usłyszała, jak smalec się otwiera.
Wtedy kwiaty ulitowały się nad biedną Lili i z szelestem oraz drżeniem swoich łodyg zawołały: „Przyjdź tutaj, kochanie! Nigdy więcej nie upadniesz, tylko kręć się cicho, całą noc, jak mała dziecinna bączek.”
W tę noc silne światło świeciło, wszystko stało się białe i przeraźliwie zimne, tak że wszystkie kwiaty i drzewa zadrżały i zadrżały.
„Brawo za to, że dbałeś o Lili, tak odważnie,” wyszeptał cichy, duchowy sen.
Ale dzięki delikatnemu dotykowi płatka kwiatu, Lili obudziła się i schowała się w małych białych dłoniach. Duże latarnie parkowe otworzyły się, ponieważ pióra-korzeni kwiatów szeptały tak gęsto, a jednak drżące wieńce dotykały ich wszystkich smacznym duchowym winem.
Z białymi kwiatami trzymającymi delikatne światło ku górze i prowadzącymi obok siebie zmęczone świetliki, które zgubiły drogę w zimnie, to była naprawdę uczta! A gdy Lili frunęła tu i tam z chęcią goszczenia, wszyscy zauważyli piękne fioletowe światło świecące delikatnie wokół niej.
„Dlaczego, droga Lili,” zapytał jeden z jej przyjaciół, gdy wspólnie wzlatywali, „dlaczego nie wiedzieliśmy o tym? Świecisz wspaniale!”
„Dziś jestem taka szczęśliwa,” powiedziała Lili, „i nie masz nic przeciwko mojemu cieniu tutaj?” I w tym momencie trzymała złożony kwiatowy łuk nad swoją głową jak parasolkę.
„O, nie, o nie!” odpowiedzieli inni, a tego dnia czuła się szczęśliwsza i silniejsza niż wcześniej.
Tak więc każdej nocy, gdy otwierały się piękne ogrodowe kwiaty, mała Lili zawsze siedziała kręcąc swoją czerwoną latarenką i wołając „Nie, nie,” do wszystkich przyjaciół, którzy przychodzili, by zabrać ją po kolacji.
Tak była tam, by przyjąć wszystkich, którzy byli zmęczeni w eterycznym świetle północnego słońca, nie szkodząc przyjacielowi ani kwiatu przez przypadkowe odpoczywanie na ich smutnych białych płatkach.