Dawno, dawno temu, mieszkała mała dziewczynka o imieniu Józefina. W przeciwieństwie do większości dzieci w jej wieku, Józefina nie dzieliła tych samych zainteresowań co jej przyjaciółki. Podczas gdy one wolały spędzać czas w domu na czytaniu, rysowaniu lub oglądaniu telewizji, Józefina pragnęła przygód. Marzyła o odwiedzeniu odległych krain i walce z dzikimi bestiami. Najbardziej chciała zaprzyjaźnić się z wróżkami i gnomami. Mimo wielu prób, niestety nigdy nie zobaczyła takich fantastycznych stworzeń.
Pewnego słonecznego popołudnia, po długim dniu zabawy na świeżym powietrzu z najlepszą przyjaciółką Charlotte, serce Józefiny pragnącej przygód znowu opadło, gdy zrozumiała, że nadszedł czas na powrót do domu. Kiedy przechodziły przez las, mama Charlotte, pani Barker, zawołała z ganku: “Dzieci, podejdźcie tutaj na chwilę!”
Dziewczynki pobiegły w stronę domu, ciekawe, co jest tak ważne. Dobra pani Barker uklękła i powiedziała: “Znalazłam tę piękną parę butów, porządkując salon. Pamiętam, że którąś z was widziałam w tych butach, ale nie wiem, do kogo należą. Wydają się dość duże dla każdej z was, ale może ktoś zgubił je w lesie?”
Józefina i Charlotte dokładnie obejrzały buty. “Wyglądają jak nowe!” powiedziała Charlotte. “Nie mają na sobie żadnych śladów.” Józefina przytaknęła, dodając: “Muszą mieć magicznego właściciela.”
Gdy zrozumiały, że nikt nie rości sobie praw do butów, Charlotte była zachwycona i powiedziała: “Józefino, czemu ich nie weźmiesz? Może będą lepiej pasować!”
“Dziękuję!” zawołała radośnie Józefina. Założyła błyszczące czerwone buty i pobiegła wokół domu. “Pasują idealnie!” ogłosiła.
Nie mogła się doczekać, aż pokaże swoje nowe buty w szkole następnego dnia. Chociaż były niewątpliwie duże, wciąż wydawały się jej pasować. Tego wieczoru wracała do domu w butach—taka dumna, że ledwo zauważyła lodowaty wiatr przeszywający jej ubranie.
Nagle zauważyła coś błyszczącego u swoich stóp. Z ciekawością schyliła się i podniosła to. To był pięknie wykończony srebrny gwizdek, ozdobiony małymi czerwonymi kamieniami, które błyszczały w blasku księżyca. Łącząc kolory z butami, z niecierpliwością dmuchnęła w gwizdek. Przed jej oczami rozwinął się niezwykły widok. Gałęzie drzew zdawały się rozstępować, odsłaniając wspaniały las—prawdziwy leśny raj!
Duże grzyby błyszczały w trawie, oświetlając otoczenie jak lampy. Migoczące małe światełka błyskały w powietrzu, przypominając świetliki. Józefina potrząsnęła głową z niedowierzaniem. Czy kapelusze grzybów też były ze złota? Zrobiła niepewny krok do przodu, natychmiast przenosząc się do innego świata. Ekstatyczny śmiech wydobył się z jej warg; to była przygoda, której pragnęła!
Nie bojąc się już, weszła do środka. W następnym momencie znalazła się wśród grupy maleńkich stworzeń, które miały wysokość nie większą niż jej kostka. Wyglądali jak pomocnicy, znudzeni na śmierć. Gdy Józefina podeszła, ich maleńkie twarzyczki rozjaśniły się, ukazując piękne oczy, które zajaśniały radością. Instynktownie wyciągnęła palec, żeby dotknąć jednego, gdy ku jej zaskoczeniu, wskoczył na jej but.
Józefina zaśmiała się radośnie. “Cześć, mały człowieku! Wydaje mi się, że dobrze znasz moje wspaniałe buty. Czy to do was należały?”
Mały stworek kiwnął głową i odparł: “Możesz je zabrać, ale uważaj na naszych skrzydlatych przyjaciół. Żadne małe istoty nie są bezpieczniejsze od ciebie!”
Józefina zaśmiała się. “Ale mam tajną broń! Jeśli kiedykolwiek będę w niebezpieczeństwie z ich strony, użyję tego!” I spojrzawszy w dół, dumnie pokazała gwizdek. Na widok tego gnom zadrżał.
“Ach, przestań!” skarcił jeden z jego towarzyszy. “To wielka, przerośnięta dziewczyna z głośnym głosem! Niech tylko dmuchnie w ten gwizdek, a zobaczymy, czy nasi skrzydlaci przyjaciele będą po tym tacy silni!”
Nie zrażona, Józefina podniosła gwizdek i umiejętnie w niego dmuchnęła. Te same magiczne zdarzenia się powtórzyły—gałęzie drzew całkowicie się rozstąpiły, tworząc bezpieczną ścieżkę do lasu. “A więc,” powiedziała Józefina, “kto jest gotów towarzyszyć mi w podróży?”
Gnomy zgromadziły się wokół niej, ale nagle zamarły w miejscu. Wysoko w gałęziach drzew, szum skrzydeł ogłosił przybycie ptaków. Biedna Józefina! Maleńkie gnomy zwinęły się pod jej stopami dla bezpieczeństwa i krzyknęły: “O! O! O! Dmuchaj! Dmuchaj! Dmuchaj!”
Gdyby Józefina była sama, odważnie podniosłaby gwizdek, jak planowała. Ale zauważyła, jak przerażone były te małe istoty. “Moi mali przyjaciele! Trzymajcie się blisko mnie, a zobaczycie, że wcale nie boję się ptaków tak, jak wy!”
Widząc, że ptaki zniżają się z przeraźliwym krzykiem, który niemal ją ogłuszył, nie mogła się oprzeć i zdecydowanie dmuchnęła w gwizdek. Po usłyszeniu przenikliwego dźwięku, ptaki natychmiast wzbiły się ponad gałęzie drzew i odleciały tak szybko, jak tylko mogły. “Widzicie?” powiedziała do gnomów. “Byliście tak przestraszeni, ale moje odważne serce was ochroniło.”
Małe istoty wpatrywały się w nią w zdumieniu i szeptały między sobą. Jeden z nich zdobył się na odwagę, by powiedzieć: “Jesteś o wiele odważniejsza niż my!”
Wspaniała aura białego światła otuliła Józefinę, dodając jej odwagi. Zaczęła tańczyć i skakać po łące, nie mogąc powstrzymać radości. Ale wkrótce ciężar jej szkolnych podręczników sprowadził ją z powrotem na ziemię. “Ojej! Jak znajdę drogę do domu?” wykrzyknęła głośno.
Ku jej miłemu zaskoczeniu, małe istotki doskonale ją zrozumiały, bowiem błagały: “O tak! Z pewnością zaprowadzimy cię z powrotem! Ale najpierw, prosimy, przyjdź z nami na kolację!”
Józefina nie mogła uwierzyć własnym uszom. Kolacja? Z gnomami? Co za wspaniała i intrygująca propozycja! Pomyślała, że jeśli takie małe istoty jedzą, z pewnością mają przed sobą wspaniałą ucztę. Uwielbiała jadać z ludźmi różnego rodzaju i z różnych ras. “Czy mają książkę kucharską, która obejmuje to wszystko?” zastanawiała się.
Nie minęło dużo czasu, a oni zasiedli do pysznego posiłku składającego się ze wszystkich jej ulubionych dań—wspaniałe kotlety w bulionie, soczyste puddingi, grube kapusty kiszone, dobre gorące ziemniaki i wspaniale przyprawione tarty owocowe! Nawet otrzymała najlepsze czerwone wino na towarzyszenie, które gnomy chętnie piły z nią, unosząc swoje małe kieliszki i wołając chórem: “Na zdrowie!”
Po czwartej lampce, Józefina poczuła się dość pijana. Jakże to była wspaniała kolacja! Porzucona w lesie, wyraziła, jak bardzo jest wdzięczna za spotkanie takich uroczych istot. Gdyby nie tęsknota za domem, zostałaby na zawsze.
Wtedy przed nią pojawił się piękny box w śnieżnobiałej barwie. “To twój prezent od naszego królewskiego ojca. Przyszedł z wielką miłością, z wszystkimi rzadkimi skarbami naszej leśnej gleby, by dać ci życie, ciepło i szczęście! Ale przede wszystkim zawiera najlepsze, najsilniejsze lekarstwa, które możesz kiedykolwiek użyć, gdybyś miała pecha zachorować!”
“Ale jak mogę się wam odwdzięczyć?” nalegała.
“Tylko dbaj dobrze o błyszczące czerwone buty królewskiego ojca,” odpowiedzieli.
Na zewnątrz, z lasu wyłoniło się olśniewające białe światło, oświetlając wejście, co oznaczało, że nadszedł czas, aby Józefina odeszła. Kiwnęła na do widzenia, pocałowała wspaniałe małe istoty i radośnie zaczęła wędrować w stronę domu. Instynktownie uniosła rękę do gnomów na pożegnanie, które zdawały się machać jej na odchodne wspólnie ze wszystkimi migoczącymi świetlikami leśnymi.
Kiedy dotarła do domu, zauważyła, że jej ojciec siedzi obok matki, czytając tajemniczą książkę. Zauważyła, że jej but był bardzo lśniący, jakby został wypastowany. I tak było, ponieważ małe postacie starannie i z miłością wyczyściły jej nowe buty. Gdy opowiedziała rodzicom o swojej krótkiej podróży do lasu i wszystkich ekscytujących wydarzeniach, słuchali z niedowierzaniem. “To brzmi jak bajka!” zawołał jej ojciec.
I rzeczywiście tak było! O tej samej nocy Józefina znalazła swój zeszyt adresowy i szybko napisała do Charlotte. Chciała, aby jej kochana przyjaciółka przyszła do niej w odwiedziny, a potem razem zdecydują, w które kierunki wyruszą po dalsze eksploracje, bo nadal były odkrywcami wielkiej nieznanej—dziećmi!