W głębokich, niebieskich wodach oceanu, otoczony błyszczącymi stadami ryb, żyła mała rybka imieniem Finley. Od dnia, w którym się wykluł, Finley był wyjątkowy; nie tylko dlatego, że był pierwszym ze swoich rodzeństwa, który wpłynął do oceanu, ale również z powodu małych zielonych plam rozsianych na jego w przeciwnym razie jaskrawopomarańczowym ciele, przypominających maleńkie zielone klejnoty. Jednak te małe zielone plamy i jego rozmiar często czyniły go celem prześladowania przez większe ryby w okolicy przybrzeżnej.
Pewnego słonecznego popołudnia, gdy Finley radośnie pływał w pobliżu kolorowej rafy koralowej, podsłuchał rozmowę dwóch większych ryb.
“Co to jest, tylko mała pomarszczona pomarańczowa rzecz?” zaśmiał się jedna ryba, wskazując płetwą na Finleya.
“Zobaczmy się bliżej!” szyderczo odpowiedział drugi, pokazując swoje ostre zęby, gdy podpłynął do Finleya i zatrzymał się tuż przed nim. “Jewel fish, co? Z tymi brzydkimi małymi zielonymi plamami? Po prostu zniknij i bądź na tyle mądry, by więcej się nie pokazywać!” I z tymi słowami obaj odpłynęli, głośno się śmiejąc.
Finley czuł się bardzo nieszczęśliwy. Często słyszał, jak jego matka mówiła jego rodzeństwu z czułym potrząśnięciem głowy, gdy tylko mieli skłonność do przechwalania się, że dobre maniery i życzliwe serce są warte więcej niż piękne płetwy. Ale to nie wydawało się być zdaniem ryb, które właśnie spotkał. Marzył tylko o tym, by żyć w zgodzie z nimi, podczas gdy te większe ryby goniły go tu i tam, tylko po to, by się z niego śmiać i terroryzować go.
W końcu postanowił na jakiś czas opuścić tę część rafy, ufając, jak zawsze robiła to jego matka, że zmiana scenerii dobrze mu zrobi. Więc wpłynął w otwarte wody, mając nadzieję, że wkrótce dotrze do spokojniejszego miejsca. Zauważył ławicę ryb, które pływały wkoło. Wyglądały na całkowicie obojętne na niego. Nie rozstąpiły się, by go przepuścić, jak to ryby robią; po prostu płynęły w jego stronę, zmuszając go do przebijania się przez nie, aż w końcu jedna duża ryba, znajdująca się w samym środku ławicy, wydawała się pożałować jego losu.
“Gdzie się tak spieszysz, przyjacielu?” zapytał, zatrzymując się, by zaczerpnąć dech. “I co to z twoimi płetwami i ogonem? Nie są gładkie jak nasze. Dlaczego ich nie nawilżasz? To ci dobrze zrobi.”
Finley zamyślił się, potrząsając głową, i powiedział: “Czegoż się jeszcze musisz nauczyć! To, że ryby mają łuski, nie oznacza, że powinny być tłuste! Widzisz, wszyscy mamy łuski, a gdy dorastamy, powinniśmy, oczywiście, sprawić, by były ładne i błyszczące. Ale duża ryba, taka jak ty, nie powinna kusić małej ryby, jak ja. Więc do widzenia.”
Pewnego razu natrafił na dużą rybę, która spędzała czas, obserwując grupę wędkarzy z ich wędkami, stojącymi tuż nad wodą.
“Na co patrzysz?” zapytał ostrożnie Finley.
“Po prostu decyduję, którego z tych nieszczęśników następnego pozwolę złapać,” odpowiedział.
“Pozwolisz, by cię złapali?”
“Tak, oczywiście. Nie mają na celu złapania mnie dla zabawy. O nie; ich celem jest złapanie mnie na jedzenie. A ja, dla zabawy, czasem nurkuję w dół i skubnę przynętę, którą mnie kuszą. Ale udaje mi się to robić tak sprytnie, że nigdy nie zostaję złapany.”
“A jak to robisz?” zapytał Finley.
“Przede wszystkim, nigdy nie pozwalam, by złapano mnie w tym samym miejscu dwa razy z rzędu,” odpowiedział. “Potem, jeśli chcesz wiedzieć, zbliż się blisko, blisko do linii, i daj mocne ukłucie, ukłucie, i skubnięcie, skubnięcie przynęty, aż całkowicie ją zerwiesz z haka, jakbyś zębami zrywał muszlę z homara. A potem, znając dobrze to miejsce, w którym się skubnęło, unikaj tego miejsca na zawsze, a nigdy nie zostaniesz złapany.”
“Ale jak wiesz, że nie używają innej przynęty?”
“O! W tej kwestii nie ma trudności,” powiedział. “Zawsze możesz rozpoznać po małych zielonych krabach, które chodzą po plaży, radosne i beztroskie, dopóki pewnego dnia nie zostaną złapane i ugotowane na stole biednego rybaka.”
Prawda o tym wszystkim głęboko zapadła w umyśle Finleya i pewnego dnia poczuł, że powinien znów odwiedzić swoją część rafy. Ale gdy Finley wrócił, zdziwił się, widząc sporą liczbę ryb siedzących na koralowych skałach, w ciszy, z szacunkiem słuchających ryby wyższej rangą.
Jedna duża ryba, o bardziej szlachetnej budowie niż pozostałe, mówiła: “W końcu, gdybyśmy mieli wystarczająco dużo do jedzenia na dnie oceanu, moglibyśmy stać się całkiem zadowoleni i szczęśliwi, jak flądry. Ale te oscylujące, gazowe podwodne ryby przeklinają nas tak! Nie możemy ich złapać,” kontynuował, zwracając płetwą w stronę rodziny obok siebie, “ale bylibyśmy bardzo zadowoleni, gdyby zniknęły. To bardzo niewłaściwe osobniki, spójrz tylko na ich sylwetki. Ale jeśli obrażą jakąkolwiek dużą rybę, natychmiast chronią się w wysokiej koralowej barierze w Pałacu Heligolandu, by nie zostać skarmionymi i podanymi w całości w talerze z sosem winnym na następnej rybnej kolacji. O tak; jeśli nie złapaniej ich i nie pożreć, gdy mamy okazję, cały ocean wypełni się dzikimi odrzutami i śmieciami. Tylko spróbuj zrozumieć.”
“Ten głos jest mi znany,” pomyślał Finley; “tak, to na pewno węgorz. Na szczęście ta myśl wystarczy, w każdym razie na razie, by uzdrowić mnie z chęci dotykania ryb z uderzonym nosem jak twój.”
A gdy tylko zaczął się wycofywać, wielka ryba spojrzała na niego i powiedziała: “Cóż, to ty, Finley? Co tu robisz?”
“Byłem tu kiedyś wcześniej,” powiedział Finley, “ale obiecałem sobie, że nigdy nie wrócę po tym, co mnie spotkało ostatnim razem.”
“To mogło być dla ciebie lekcją,” odpowiedziała duża ryba. “Ale to już przeszłość. Przyjdź i stań się jednym z nas. W ten sposób uwolnisz się od wszelkich zmartwień przyszłości. Widzisz, jeśli możemy się dogadać, trochę jedności, a może jeszcze lepiej, stop miedzi, nie będzie nieprzyjemna dla brutalnych ostryg - nie gryź przynęty! - i brzydkich ryb-kata z młotkowatym ogonem, które żywią się kosztem nas. A jeśli tym sposobem pójdziemy, wszystkie ryby w zatoce staną się tylko pokojowe i ciche. Bądź pewien, że jedna piękna, powietrzna rybno-warzywna niespodzianka tego rodzaju, na pewno, nie będzie już pieczona na ogniu jak dawniej!”
A po tym, jak Finley zjadł około czterech szczypt rybno-warzywnej potrawy, dużej rybie udało się przyciągnąć Finleya znacznie bliżej do pagórka z jedzeniem dla ryb, gdzie wszelkiego rodzaju ryby ucztowały, śpiewały i mówiły:
“Finley, wszystkie złe dni minęły! Już nigdy nie będzie się śmiał z ciebie najgorszy wróg z zielonymi plamami na grzbiecie. Słuchaj, co mówię, każdy ma wyjąć swoją ostrygę; a jeśli kiedykolwiek ryba wzięła motto Fra Angelico za swoje przewodnie, to my, bo mamy wystarczająco, by zaspokoić ryby w naszych wnętrzach.”
Później, gdy Finley przemierzał pagórki ostrygowe, pomyślał sobie: “Myliłem się, myśląc, że te małe zielone plamy na moim grzbiecie były źródłem słabości; były raczej jak insygnia członka Towarzystwa, żyjącym w zgodzie i nadal przyjemnym i ładnym na wygląd.” A gdy wieczór się zbliżał, wrócił, całkiem szczęśliwy, przez koralowe domki, gdzie wszelkiego rodzaju ryby zajmowały się swoimi sprawami domowymi, mądre i pół-ślepe ryby siedziały i odpoczywały na koralowych kanapach, a ryby cierpiące na robaki, ale wciąż zadowolone z swojego losu. I Finley powiedział: “Dlaczego kiedykolwiek opuściłem ten kawałek rafy? Wszystkie ryby są tutaj braćmi i siostrami.”
Gdy wrócił do domu, znalazł list od swojej matki, która powiedziała, że właśnie zaprosiła wszystkie dorosłe ryby na wieczorne przyjęcie, a trochę więcej cierpliwości szybko uczyni go jednym z nich.
I dokładnie w tym momencie weszła mała głupia rybka, z pięcioma i dziesięcioma markami starannie przywiązanymi do jej ogona, oznaczającymi pieniądze warte dwadzieścia koron, które jak twierdził, zostały mu dane, ale, co słusznie, wciąż były jego własnością i które, w rzeczy samej, przyszyły do garnituru gospodarza aksamitny i złoty brzuch.
Finley był bardzo zadowolony. Tak szczęśliwy, iż czuł się gotowy do wybuchu, natychmiast oddał połowę towarzystwu rybnemu.
“Nieznana czystość i cnota wobec ryb pod twoją opieką, którą wykazałeś,” powiedział duża ryba, “skłaniają mnie do zapewnienia ci, że towarzystwo nigdy o tym nie zapomni! Dobry znak, który kiedyś będzie na twoich żebrach. Jeszcze kilka wiadomości od znakomitej ryby głębinowej i wybierzemy cię na prezydenta w odpowiednim czasie; więc nie daj się zwieść mizantropii i złemu humorowi, ale dbaj o swoje zdrowie; członkowie naszego Towarzystwa muszą wiedzieć, że nie mogą umierać, a pod karą wykluczenia odmawiają istnienia inaczej niż w wesoły i zadowolony sposób.”